Pierwszy krok na drodze do ocalenia (1-0)

  • Valencia CF pokonuje Real Sociedad w akcie przetrwania na Mestalla, odnosząc pierwsze ligowe zwycięstwo po zmianie trenera.

Valencia nie przystąpiła do meczu z Real Sociedad jako drużyna skazana na spadek, mimo że wydawało się to nieuniknione z powodu napiętej atmosfery po weekendzie, w którym bezpośredni rywale wygrywali swoje mecze. Również po wygranej z zespołem prowadzonym przez Alguacila nie zapewniła sobie jeszcze utrzymania, ale zaprezentowała fantastyczny pokaz przetrwania, który Mestalla nagrodziła uznaniem. Gol Hugo Duro z pierwszej połowy może okazać się najważniejszym trafieniem w sezonie, w którym utrzymanie zależy od takich spotkań jak to niedzielne. Spotkań pełnych walki i determinacji, grania na czas, bo nie ma innego wyjścia, walki o każdą piłkę i wspólnego, zdyscyplinowanego ograniczania okazji rywala. Bo do trzech razy sztuka — po dwóch meczach, w których Valencia pod wodzą Corberána obejmowała prowadzenie i kończyła porażką, wreszcie się udało. Drużyna zasłużyła na to zwycięstwo, pokazując wyraźną poprawę, podobnie jak trener, który odwrócił kryzysową sytuację. Triumf nad Real Sociedad powinien być sygnałem, że utrzymanie jest możliwe. Na razie Valencia traci cztery punkty do Getafe i Alavés oraz sześć do Leganés i Las Palmas. Jest nadzieja.

Już pierwsze uderzenie Diego Lópeza w początkowych minutach wprowadziło Mestalla w nastrój decydującego starcia. Stadion, który od samego początku wspierał drużynę, zobaczył, jak Valencia zbliża się do wyniku 1-0 w meczu, w którym obie drużyny miały swoje szanse. Walka o utrzymanie stała się jeszcze trudniejsza po zwycięstwach Leganés, Espanyolu i Alavés oraz remisie Getafe, więc nie można było sobie pozwolić na potknięcie. Ani na dekoncentrację, jak ta, która pozwoliła Oskarssonowi znaleźć się przed bramką Mamardashvilego — na szczęście Islandczyk fatalnie wykończył sytuację. Po tym frenetycznym początku gra nieco się uspokoiła, a Mestalla czekała na zryw swoich zawodników, gryząc nerwowo paznokcie. Corberán z ławki mobilizował swoich piłkarzy do podejmowania prób, a Foulquier, nieoczekiwany bohater, zdecydował się na strzał z dystansu z ostrego kąta. Piłka po rykoszecie minęła bramkę, a Hugo Duro, niczym rasowy napastnik, wykorzystał okazję, zdobywając gola na 1-0. Był to gol „dziewiątki”, typowego „killera”, który czeka na swoją szansę i pojawia się w odpowiednim momencie, dając Mestalla chwilę radości w sezonie pełnym złych wiadomości.

Od tego momentu walka toczyła się nie tylko przeciwko Real Sociedad, ale również z samym sobą. Była to batalia z lękami, które przyniósł sezon obfitujący w wyniki 1-0, kończące się smutkiem i frustracją. Tak było również w dwóch pierwszych meczach pod wodzą Carlosa Corberána. Przeciwko Realowi Madryt i Sevilli Mestalla bała się zbyt głośno wyrazić swoje wsparcie, obawiając się kolejnego rozczarowania. Tym razem jednak kibice po pierwszej połowie docenili wysiłek zawodników, którzy schodzili do szatni z korzystnym wynikiem, a Mamardashvili nie musiał zbytnio interweniować poza sytuacją z Oskarssonem, która i tak zakończyła się niecelnym strzałem.

W drugiej połowie Corberán nie zmienił ustawienia. Valencia broniła się zorganizowana, a presja ze strony Real Sociedad rosła z upływem czasu, choć goście nie zdołali stworzyć klarownych okazji. W pewnym momencie Gayà popisał się fantastycznym podaniem do Hugo Duro, który znalazł się przed Remiro, ale nie zdołał umieścić piłki w siatce. Tymczasem zespół z San Sebastián coraz częściej pojawiał się w polu karnym Valencii. Brais Méndez miał szansę, ale jego strzał został zablokowany przez Mosquerę, który świetnie interweniował. Wtedy nadszedł kluczowy moment — zmiany, które w tym sezonie często były bolesnym punktem Valencii.

Na boisko weszli Canós, Pepelu i Fran Pérez, by dodać energii i waleczności. Na pięć minut przed końcem, gdy Real Sociedad coraz bardziej się otwierał, Valencia miała kilka okazji, by przypieczętować zwycięstwo. Najpierw Guerra szukał Hugo Duro, ale Remiro przerwał „podanie śmierci”. Następnie idealna kontra po przechwycie Gayà zakończyła się spalonym Canósa. I na tym zakończył się mecz, w którym Valencia nie musiała nawet zbytnio cierpieć. A przynajmniej nie w kontekście sytuacji bramkowych. Pod wodzą Corberána drużyna pokazała, że potrafi grać z doświadczeniem. Hugo Duro przewracał się na murawie, Barrenechea i Javi Guerra walczyli… To był futbol, który przyniósł trzy punkty na Mestalla, gdzie kibice świętowali z ulgą i radością. Pierwsze ligowe zwycięstwo Corberána może być fundamentem drogi do utrzymania.

0 0 głosy
Article Rating
4 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Informacje zwrotne Inline
Wyświetl wszystkie komentarze
Xesc7
Xesc7
9 miesięcy temu

Mega ważne zwycięstwo w kontekście utrzymania. Oby tak dalej

staste77
staste77
9 miesięcy temu

B. ważne zwycięstwo. Trochę było nerwówki, ale daliśmy radę.
Musimy być jeszcze bardziej skuteczni i wykorzystywać b. dobre okazje – mam na myśli strzał głową Diego Lopeza. To była setka, nawet dwusetka.
Miejmy nadzieję, że gdy wygramy kilka meczów to i przyjdzie większa pewność w kreowaniu i wykańczaniu sytuacji.

Art
Art
9 miesięcy temu

Symulowanie i udawanie tych piłkarzy to jest żenada!!!

LimaK
LimaK
9 miesięcy temu

Przydałaby się teraz seria zwycięstw w lidze, choć kalendarz ciężki.
Takie 3-4 zwycięstwa z rzędu dałyby niesamowitego “kopa” mentalnego drużynie.
Valencia musi w każdym meczu grać o zwycięstwo bo nawet remisy w jej sytuacji nic nie dają.