20 milionów euro Yunusa nie wystarczy Valencii na wzmocnienie składu
- Valencia, na chwilę obecną, może wykorzystać jedynie część pensji i amortyzacji zwolnioną przez odejścia Cavaniego i Yunusa na nowe nabytki.
Valencia przycisnęła Milan w negocjacjach z Yunusem, zdając sobie sprawę, że ze względu na finansowe Fair Play operacja będzie tym bardziej opłacalna, im większa będzie opłata transferowa za nowojorczyka. Yunus stanie się zawodnikiem Rossoneri w najbliższych godzinach za kwotę 20 mln plus zmienne. Jednak dla celów kontroli finansowej odejście Yunusa pozostawia jedynie niewielki wkład do finasowego Fair Play, tzn. jego pensja, która była jedną z najniższych w składzie.
20 milionów, które klub otrzyma za jego transfer posłuży zbliżeniu się do wartości średniego „zysku netto ze sprzedaży” z ostatnich trzech lat, który w przypadku Valencii wynosi 25/30 milionów. Jest to liczba, którą kontrola finansowa LaLiga wymusza na klubach, zanim będą mogły wykorzystać wpływy ze sprzedaży zawodników na nowe nabytki. Innymi słowy, Valencia może dziś zostać wzmocniona jedynie niewielką sumą zwolnionych kosztów, która pozostała po odejściu Cavaniego i Yunusa.
Dla celów „zysku netto ze sprzedaży” w bieżącym roku finansowym (2023/24), Valencia liczy tylko dochód z transferu Frana Navarro z Gil Vicente do Porto (Valencia miała 30% jego praw, co przekłada się na około 2,2 miliona), część odpowiadającą mechanizmowi solidarności w przypadkach Kang-in Lee i Sergio Canalesa (około 900 000 euro) oraz 20 milionów euro za Yunusa. Innymi słowy, Valencia nie osiągnęła jeszcze średniej z ostatnich trzech lat, jeśli chodzi o zysk netto ze sprzedaży, a co za tym idzie, do tego czasu Valencia będzie w stanie zainwestować we wzmocnienia tylko tyle, ile będzie w stanie uwolnić z pensji i amortyzacji.
Valencia zarobiła na transferze Kondogbii z Atlético de Madrid do Olympique Marsylia (1,2 mln za 15%) oraz około 4 mln w ramach rekompensaty za odejście Neto z Barcelony do Bournemouth. Ale te przychody, transakcje dokonane przed 1 lipca 2023 r., są rozliczane w roku obrotowym 2022/23. Co to oznacza? Z jednej strony, tej pozytywnej, pozwoliło to Valencii na zwiększenie marży kosztowej składu, stąd bezproblemowe podpisanie Cenka i Pepelu (a także odejście Herrerína i Lato), choć z negatywnej strony, te pięć milionów zwiększyło średni zysk netto z ostatnich trzech lat.
Trzeba przyznać, że Valencia mieści się w marginesie, jaki LaLiga pozwala jej przeznaczyć na koszty składu (około 75 milionów). Oczywiście kwota ta byłaby wyższa, gdyby ich zwykłe dochody były wyższe, ale w ostatnich latach zostały one zmniejszone przez zarządzanie sportowe, które doprowadziło do tego, że drużyna nie gra w Europie, a także zmniejszyło ich dochody telewizyjne z rankingu Primera División. Ale bycie w granicach marginesu pozwala im przynajmniej wydać 100% tego, co klub uwolni z pensji i amortyzacji sprzedanych bądź zwolnionych piłkarzy, na nowe kontrakty. I to właśnie z tym marginesem, który teraz ma, Los Che musi „grać”, aby wzmocnić drużynę.
Dylemat w obecnym kontekście Fair Play
Taki kontekst Fair Play oznacza teraz podejmowanie właściwych decyzji i ustalanie priorytetów potrzeb. Valencia jest stosunkowo blisko zamknięcia transakcji za Sergiego Canósa i Selima Amallaha. Ale czekając na inne możliwe lukratywne sprzedaże (Mamardashvili) lub odejścia, aby zarobić trochę gotówki, a przede wszystkim zwolnić pensje (Cömert, Castillejo, Marcos André, Racic…), zarząd sportowy i sztab trenerski muszą zdecydować, co jest priorytetem. A bez Cavaniego, z Marcosem André, który również szykuje się do odejścia i z kontuzjowanym Alberto Marí, Valencia ma tylko jednego napastnika, który rozpocznie oficjalne rozgrywki za 12 dni: Hugo Duro. Jednak podpisanie kontraktu z napastnikiem, czy to Rafą Mirem, czy Lucasem Boyé, to operacje, które wykraczają poza margines dostępny obecnie dla klubu.
Świetny, rzeczowy tekst. Brawo.