Valencia CF na krawędzi przepaści
- Zespół kończy kolejkę na 17. miejscu, mając 15 punktów – tyle samo co Girona, która otwiera strefę spadkową.
- Porażka na Metropolitano sprawia, że piątkowy mecz Valencia – Mallorca staje się smutnym finałem walki o utrzymanie, zamykającym rok.
- Zarys poprawy nie przełożył się na punkty: tylko 6 z ostatnich 15 możliwych. Valencia jest drugą najgorszą drużyną wyjazdową ligi.
Dobre wrażenia nie mają większego znaczenia, jeśli nie idą w parze z wynikami. Valencia CF przystąpi do ostatniej kolejki 2025 roku na granicy spadku. Drużyna Carlosa Corberána zakończy serię spotkań na 17. pozycji, z 15 punktami – dokładnie tyloma, ile ma Girona, wyznaczająca miejsca spadkowe do Segunda División. Jeśli Valencia nie znajduje się w „czerwonej strefie”, zawdzięcza to wyłącznie lepszemu bilansowi bramkowemu.
„Jestem ogromnie dumny z moich zawodników i jednocześnie wściekle rozczarowany wynikiem” – przyznał trener.
Porażka przyniosła pozytywne wnioski wewnątrz zespołu, lecz obraz tabeli jest bezwzględny: 15 punktów po 16 kolejkach, czyli wynik poniżej średniej jednego punktu na mecz. Valencia przerwała serię czterech spotkań bez porażki (Betis, Levante, Rayo Vallecano, Sevilla) i do ostatniego ligowego meczu roku przystępuje z bilansem 6 punktów w pięciu kolejkach. Na wyjazdach sytuacja pozostaje dramatyczna – druga najgorsza drużyna ligi, z pięcioma porażkami i trzema remisami.
Porażka z Atlético sprawiła, że piątkowe starcie z Realem Mallorcą urasta do rangi brutalnej finałowej walki o utrzymanie. Valencia nie może pozwolić sobie na kolejne potknięcie na Mestalla, jak to miało miejsce przeciwko Sevilli. Zespół Corberána musi wygrać – dokładnie tak, jak pod koniec listopada z innym bezpośrednim rywalem z dołu tabeli, Levante. Każdy inny wynik uruchomi wszystkie możliwe alarmy.
Valencia może spędzić Święta Bożego Narodzenia w strefie spadkowej po raz czwarty w historii – i po raz drugi z rzędu. W ubiegłym sezonie drużyna „przełknęła świąteczne turrony” na przedostatnim miejscu, po cudownym remisie z Alavés na Mestalla, który nie uchronił Rubéna Baraję przed zwolnieniem i doprowadził do zatrudnienia Carlosa Corberána w samą Wigilię. Rok później sytuacja jest niepokojąco podobna – Valencia znów stoi nad krawędzią otchłani. Wcześniej święta w strefie spadkowej klub spędzał jeszcze w 1934 roku (przedostatnie miejsce) oraz w 1982 roku (ostatnia pozycja w lidze).
Sytuacja jest krytyczna, do końca pierwszej rundy pozostały trzy kolejki, jednak trener i piłkarze wolą skupić się na pozytywach z meczu na Metropolitano, przeprowadzić konstruktywną samokrytykę i zachować ostrożny optymizm w perspektywie krótko- i średnioterminowej. Zdaniem strzelca gola, Lucasa Beltrána, wciąż „jest jeszcze dużo do zrobienia”.
„Jest jeszcze dużo czasu. Tabela wygląda, jak wygląda, musimy się nią przejmować, ale ciężką pracą i pokorą wyciągniemy się z dołu. Nie zasługujemy na to miejsce” – zapewniał Argentyńczyk.
Podobnie porażkę oceniał Corberán, wskazując na „krok naprzód w kwestii osobowości, ambicji i odwagi”:
„Zespół był bardziej konkurencyjny niż w innych wielkich stadionach. Ten herb nie pozwala na nic innego niż pełne zaangażowanie i szacunek. Jestem dumny z tego, jak drużyna rywalizowała. Wyjeżdżam z poczuciem satysfakcji z pracy zawodników i jednocześnie z wrażeniem, że zmarnowaliśmy coś, na co zasłużyliśmy.”
Jedyna droga, by utrwalić te dobre odczucia, prowadzi przez zwycięstwo z Mallorcą. Rywal nie będzie czekał. Margines błędu właśnie się kończy.
Potrzeba świeżej krwi. Argentyna, Segunda.
Potrzeba konsekwentnej gry, z pełnym zaangażowaniem przez cały mecz.
Bez tego nie ma mowy o dobrych wynikach. I wiary, bo tego brakowało.
Ale trudno o wiarę, gdy nie ma wyników.
Teraz coś drgnęło, widać progres. Jeśli wygramy z Mallorcą to czuję, że pójdziemy do przodu.