Cañizares ostrzega Corberána: „Wielu trenerów zostało z niczym w imię Valencii”

  • Były bramkarz i legenda klubu przypomina, że klauzule odejścia wprowadzono po dymisji Prandellego.

Santiago Cañizares, były zawodnik i ikona Valencii CF, a dziś komentator, uważa, że klub z Mestalla znów przeżyje okienko transferowe podobne do tych z ostatnich lat. W programie La Pizarra de Quintana w Radio MARCA były golkiper wyraził zadowolenie z zatrudnienia Carlosa Corberána: „Całe szczęście, że tym razem trafiliśmy z trenerem”, ale jednocześnie ostrzegł go przed nadmiernym zaufaniem wobec obietnic klubu. „Każde spotkanie w Valencii może zostać zapomniane już następnego ranka” – stwierdził z ironią.

Cañizares przestrzegł, że trenerzy w Valencii często się „wypalają”, zwłaszcza podczas okienek transferowych:

Każdy, kto przychodzi tutaj trenować, powinien wiedzieć dwie rzeczy. Po pierwsze: trafia do wielkiego klubu. Valencia to wielki klub, z niesamowitą bazą kibiców i olbrzymim potencjałem społecznym. Po drugie: musi być świadomy, że każde spotkanie w klubie może nie mieć żadnego znaczenia nazajutrz. Tak już tutaj bywało — i to nikogo nie powinno dziwić”.

Gdy rozmowa zeszła na temat rozmów Corberána z piłkarzami, np. z Cyle’em Larinem, Cañizares nie krył sceptycyzmu:

Wielu trenerów, wybaczcie za wyrażenie, zostało tu z ręką w nocniku, bo prowadzili rozmowy w imieniu Valencii. ‘Chcę cię, będziesz grał tak i tak’ — takie rzeczy muszą mówić trenerzy, czasem z inicjatywy zawodników, którzy chcą wiedzieć, jaka będzie ich rola. Problem zaczyna się, gdy wszyscy są dogadani i sprawa trafia do Singapuru. Tam dokument leży i się starzeje, bo nikt go nie czyta, albo mówią: ‘Tak, ale za połowę ceny’. I kończy się na tym, że brakuje sprawczości i wszystko się przeciąga”.

Cañizares podkreślił, że to nie jest nowy problem, a wręcz na stałe zakorzeniony w strukturze klubu. Jako przykład podał sprawę Cesarego Prandellego, który w grudniu 2016 roku zrezygnował, bo nie spełniono jego transferowych próśb:

To nie jest coś, co pojawiło się teraz. W grudniu Prandelli powiedział: ‘Wiecie co? Odchodzę. Poprosiłem o trzy rzeczy, mówiliście, że tak, a po piętnastu dniach nie zrobiliście nic’. Valencia była wtedy zszokowana. Co zrobiła? Wprowadziła nową politykę: każdy kolejny trener musi mieć w umowie klauzulę, że jeśli sam zdecyduje się odejść, to musi zapłacić odszkodowanie. Dlaczego? Bo skoro sami stale oszukiwali trenerów, to chcieli się zabezpieczyć”.

Podobna sytuacja spotkała Javiego Gracię, który już po pierwszym okienku transferowym chciał odejść, ale klub go zablokował:

Powiedział: ‘Słuchajcie, rozwiążmy kontrakt’, a oni na to: ‘Nie, jak chcesz odejść, musisz zapłacić’. Więc został, bo nie miał wyjścia”.

Także José Bordalás miał być ofiarą fałszywych obietnic. Cañizares twierdzi:

Zapytajcie Bordalása, ile z tego, co mu obiecano, zostało spełnione. Odpowie: ‘Prawie nic’. To nie jest nic nowego”.

Na pytanie o zablokowaną operację pozyskania Nico Fonseki, która miała nie dojść do skutku przez ograniczenia finansowe (jak twierdziły media w Meksyku), Cañizares wyraził powątpiewanie:

Jestem niemal pewien, że to nie kwestia limitu płacowego, tylko zwykłe lenistwo właściciela i niechęć do wydawania pieniędzy. To nie problem zarządzania finansowego, tylko brak ambicji. Ludzie zarządzający klubem starają się jedynie upiększać rzeczywistość, by przykryć prawdziwy stan rzeczy”.

Wątpliwości wobec Rona Gourlaya

Cañizares nie szczędził też ironii wobec nowego CEO ds. sportu, Rona Gourlaya:

Mówi się, że ma jakieś zasługi z przeszłości — ponoć świetny projekt w jakimś klubie… nawet nie pamiętam w jakim. [Dziennikarz podpowiada: West Bromwich Albion]. Niedawno rozmawiałem z dyrektorem sportowym, który pracował w kilku europejskich klubach w ostatnich latach. Zapytałem go o Gourlaya, a on mi na to: ‘Nie znam go. Rozmawiałem z West Bromem wielokrotnie, robiliśmy tam transfery — ale tego faceta nie kojarzę’. Więc jakim cudem przypisuje mu się jakieś wielkie osiągnięcia? To nie są moje wymysły — to opinia człowieka, którego zna cała piłkarska Europa”.

Cañizares podsumował sytuację krótko:

To wszystko przypomina film science fiction”.

0 0 głosy
Article Rating
2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Informacje zwrotne Inline
Wyświetl wszystkie komentarze
LimaK
LimaK
3 miesięcy temu

Niestety to nie SF, tylko realia dzisiejszej Valencii :/

LukasZ
LukasZ
3 miesięcy temu

SF czyli scam finansowy…czyli teraz jedynym wyjściem dla trenera, który nie chce już tutaj pracować i chce odejść to po prostu granie tak żeby wszystkie mecze przegrywać, aż go zwolnią, genialne heh na pewno to źle się kiedyś nie skończy…teraz się zastanawiam czy Baraja po okienku rok temu nie chciał już odejść i stąd aż takie beznadziejne wyniki…