André Almeida, na którego wszyscy czekali

- W przeciwieństwie do innych meczów, Portugalczyk dał z siebie znacznie więcej niż tylko asystę. Był kluczowym punktem odniesienia zespołu w środku pola.
Wreszcie André Almeida zaczyna robić różnicę w Valencii CF. Portugalczyk od początku wzbudzał oczekiwania znacznie wyższe niż to, co do tej pory pokazał na boisku, ale jego występ na Bernabéu — po asyście w meczu z RCD Mallorca — to sygnał, że wyczekiwany Almeida właśnie się objawia. Pomocnik zdominował wszystkie aspekty gry: schodził do destrukcji, kiedy wymagał tego scenariusz meczu, miał jasność w rozegraniu akcji ofensywnych, potrafił odnaleźć wolne przestrzenie i umiejętnie zwalniał grę, gdy drużyna potrzebowała oddechu. Jakby tego było mało, posłał idealne dośrodkowanie ze stałego fragmentu gry, które Diakhaby zamienił na bramkę po dynamicznym wejściu.
Portugalczyk był — obok stopera — najwyżej ocenianym zawodnikiem meczu pod względem statystycznym. Popełnił tylko jeden błąd przy podaniu (29 celnych z 30, skuteczność 97%), wykonał wszystkie trzy próby podań długich z powodzeniem, każde z jego czterech dośrodkowań znalazło adresata, zanotował trzy kluczowe podania (takie, które prowadziły do strzałów) i wygrał jeden z dwóch dryblingów, których się podjął. Popis rozegrania i podejmowania decyzji z piłką, uzupełniony o cztery wygrane pojedynki z sześciu oraz dwie skuteczne interwencje wślizgiem.
Jego występ był znakomity i potwierdził wyraźną poprawę formy, szczególnie w aspekcie decydujących zagrań na połowie rywala, choć nadal brakuje mu ciągłości w grze przez pełne 90 minut. W spotkaniu z Mallorcą jego asysta miała kluczowe znaczenie, choć w drugiej połowie nieco zgasł. Na Bernabéu zrobił kolejny krok do przodu: po asyście — kluczowej dla przebiegu meczu — dalej był aktywny, stanowił punkt odniesienia dla kolegów i był tym, do którego podawano, gdy piłka „parzyła” innych w stopy. Potrafił ją albo przytrzymać, albo rozdzielić z chłodną głową.
Zanotował trzecią asystę w sezonie (przeciwko Realowi Madryt, Mallorce i Leganés), a wszystkie miały miejsce za kadencji Carlosa Corberána, który od samego początku zaufał Portugalczykowi i wyciągnął go z cienia, w którym tkwił za czasów Rubéna Barajy. Almeida — korzystając z pracy, jaką wykonują Enzo Barrenechea i Javi Guerra, co daje mu większą swobodę — wydaje się wreszcie odnajdywać swoje miejsce w zespole. A to wszystko tuż przed latem, w którym klub będzie musiał zdecydować, czy przedłużyć jego zdezaktualizowany kontrakt (jest jednym z najgorzej opłacanych piłkarzy w drużynie), czy go sprzedać. Wygląda na to, że właśnie zaczyna zasługiwać na szansę, by zmienić swój status i zostać.
Zawsze na niego liczyłem. Uważam, że ma duży potencjał, który się może u nas rozwinąć.