Corberán: „To LaLiga i RFEF muszą czuwać nad przestrzeganiem zasad”
- Trener Valencii określa jako „nietypowe” to, co wydarzyło się w tym tygodniu z wyznaczeniem stadionu Johan Cruyff na niedzielny mecz.
Carlos Corberán uważa za „nietypowe”, że spotkanie przeciwko Barcelonie odbędzie się na stadionie Johan Cruyff, a przede wszystkim to, że decyzję ogłoszono dopiero na pięć dni przed meczem. Ale – jak podkreśla – odpowiedzi należy szukać gdzie indziej: „To RFEF i LaLiga ustalają przepisy i to oni muszą czuwać nad ich przestrzeganiem, nie ja”. On sam skupił się na przygotowaniu drużyny, biorąc pod uwagę rywala, a nie miejsce rozgrywania meczu.
Corberán nie czuje, że ma „jakąś drzazgę” po porażkach 1:7 i 0:5 z Barceloną w poprzednim sezonie, choć nie ukrywa, że były to „dwa z najtrudniejszych dni, jakie przeżył jako trener Valencii”. Teraz napędza go motywacja, by zmierzyć się „z jednym z najlepszych zespołów świata, z całą wymagającą otoczką, jaka się z tym wiąże”. Szkoleniowiec ma do dyspozycji wszystkich piłkarzy, w tym Thierry’ego Rendalla, który może być największą nowością w kadrze meczowej.
Trener, który ocenił letnie okno transferowe Valencii jako „pozytywne”, podkreśla, że zespół bardzo się zmienił: „odeszło 13 zawodników, a przyszło 10 nowych”. Nie patrzy jednak na tabelę w maju, tylko na krótkoterminowe cele. „Tabela jest konsekwencją” – podkreśla Corberán, dodając: „Mój cel nigdy się nie zmienił – uczynić Valencię jak najbardziej konkurencyjną, i to w każdym meczu”.
Fragmenty konferencji prasowej
– Zdecydowano, że zagracie na stadionie Johan Cruyff. Co Pan sądzi o tym, że mecz odbędzie się na obiekcie, który nie spełnia wymogów dla spotkań Primera División? Czy Barcelonie wolno więcej niż innym klubom?
– To RFEF i LaLiga ustalają przepisy i to oni muszą dbać, by były przestrzegane – nie ja. To sytuacja nietypowa i nienormalna, ale ja skupiłem się na przygotowaniu drużyny i rywala, niezależnie od miejsca. Ale trzeba podkreślić, że nie jest to normalne, bo wpływa na najważniejszy element widowiska – na kibiców, którzy się przemieszczają. Klub podjął wysiłek, by 290 osób mogło być z nami i wspierać zespół. A obecność naszych fanów jest dla nas kluczowa. Jednak to organizatorzy muszą pilnować zasad – bo obecna sytuacja nie przystoi prestiżowi tej ligi.
– Określił Pan to jako „nietypowe”, czy także jako niesprawiedliwe?
– Nietypowe, bo zwykle stadion ustala się wcześniej. Ale są dwa organy, które nakładają reguły i to one mają czuwać nad ich przestrzeganiem.
– Z zawodowego punktu widzenia, jak to Pana warunkuje?
– Rywal się nie zmienił. Barcelona ma tych samych piłkarzy na każdym stadionie, tak też przygotowaliśmy mecz.
– Jak podchodzi Pan do tego spotkania?
– Z pełną świadomością, że gramy z jednym z najlepszych zespołów świata. To już samo w sobie podnosi poziom wymagań. Trzeba być maksymalnie skoncentrowanym i odpowiadać w odpowiednim tempie, bo inaczej oni natychmiast to wykorzystają.
– Pokazywał Pan zawodnikom nagrania z porażki 1:7, czy nie ma potrzeby wracać do „domu grozy”?
– 1:7 i 0:5 to były jedne z najtrudniejszych dni, jakie przeżyłem jako trener Valencii. Ale podobało mi się, że drużyna potrafiła się podnieść po obu ciosach. Po 1:7 i po 0:5 mieliśmy bardzo ważny mecz z Leganés i tam pokazaliśmy charakter. Najbardziej zapamiętałem właśnie siłę, z jaką zespół się odrodził. Teraz analizujemy mocne strony rywala, jego słabości – bo każdy je ma – i mamy świadomość wymagań tego starcia.
– W jakiej kondycji jest drużyna?
– Diakhaby rozegrał dwa mecze w reprezentacji, co bardzo mu pomogło w złapaniu rytmu i dobrze trenował. Almeida w poprzednim tygodniu ćwiczył osobno, ale w tym już normalnie. Wszyscy są gotowi do gry.
– Czy jako trener Valencii czuje się Pan urażony tymi opiniami, że zmiana stadionu działa na korzyść Pańskiego zespołu?
– Mało co słucham. To nie jest mniejsze boisko. Wymiary są takie same jak na Camp Nou czy Montjuïc: 105×68. Jesteśmy przygotowani i wiemy, z czym się zmierzymy.
– Czy to dla Pana osobiste wyzwanie, by odwrócić losy tych dwóch meczów przeciwko Barcelonie z poprzedniego sezonu?
– Każdy mecz to wyzwanie. Chcemy jak najlepiej bronić barw klubu i koszulki, którą reprezentujemy.
– Jak wpływa na przygotowania świadomość wyniku w dwumeczu 12:1 z poprzedniego sezonu? Jak to działa na zawodników?
– To proste – chcemy rywalizować lepiej niż w poprzednim sezonie. Analizujemy obecną formę Barcelony, ale to i tak jeden z najlepszych klubów świata – i to jest czynnik, który naprawdę wpływa.
– Czy fakt, że Barcelona będzie chciała utrzymywać posiadanie piłki, wymusi zmianę systemu?
– Ćwiczymy zarówno grę linią z czterech, jak i z pięciu obrońców… Nie system jest najważniejszy, tylko zdolność do odpowiedzi na ich grę.
– W jakiej formie jest Thierry?
– Jeśli ukończy trening, znajdzie się w kadrze. Jego powrót to przykład dla całej drużyny – nigdy nie stracił koncentracji, zawsze chciał się doskonalić. Jego zaangażowanie jest wzorowe.
– Co wnosi Thierry? Można powiedzieć, że to jak nowy transfer.
– Wnosi bardzo dużo. Jest przykładem, jak radzić sobie w trudnym procesie powrotu. Ale przede wszystkim daje nam prawego obrońcę, który może grać zarówno w linii cztero-, jak i pięcioosobowej, z warunkami fizycznymi powyżej średniej w lidze, z niesamowitą szybkością i eksplozywnością. To będzie dla nas ważny zawodnik.
– Jakie zmiany trzeba wprowadzić w porównaniu z poprzednim sezonem?
– W pierwszym meczu ligowym graliśmy z czwórką z tyłu, potem przeszliśmy na piątkę. W Pucharze zaczęliśmy od piątki i wynik też nie był dobry. Ale są rzeczy ważniejsze od systemu – jak stała koncentracja. Poprzednia Barcelona częściej atakowała podaniami poziomymi. Zespół Flicka gra o wiele bardziej pionowo, na małej przestrzeni. Trzeba analizować ich fazę ofensywną i defensywną, by znaleźć mocne i słabe strony.
– Skoro kadra jest już zamknięta, czy może Pan wyznaczyć cel, np. walkę o Europę?
– Mój cel nigdy się nie zmienił – uczynić Valencię jak najbardziej konkurencyjną, i to w każdym meczu. Jeśli to osiągniemy, będziemy dumni i przygotujemy się do kolejnego spotkania. Jeśli nie – podniesiemy się i znowu spróbujemy być jak najbardziej konkurencyjni.
– O Europie Pan nie mówi…
– Bo nie mówię o niczym poza tym celem. Tabela jest tylko konsekwencją.
– Na ile styl gry Barcelony wpływa na Wasze przygotowania?
– Każdy styl przeciwnika w jakiś sposób wpływa. Raczej niż „warunkuje”, on po prostu kreuje określony typ meczu.
– Czy ma Pan więcej zasobów ofensywnych niż w poprzednim sezonie?
– Kadra jest inna niż rok temu. W ostatnim oknie odeszło 13 zawodników, przyszło 10 nowych. To już mówi, że to inny zespół. Z tym, co mieliśmy, zrobiliśmy dobre wyniki i spełniliśmy cel. W tym sezonie chcemy wymagać od siebie jeszcze więcej, by pokazać najlepszą wersję drużyny.
– Powiedział Pan, że podobało się Panu, jak drużyna się podniosła. Czy jednak ma Pan drzazgę po tych porażkach?
– To były bolesne mecze, bo nikt nie lubi przegrywać. Spowodowały ból, ale staraliśmy się ten ból przekształcić w złość i udowodnić, że tamte spotkania nie oddają tego, czym ma być Valencia.
– Jak Pan ocenia rynek transferowy?
– Oceniam go pozytywnie. Jestem zadowolony, biorąc pod uwagę ograniczenia finansowego Fair Play. Udało się zbudować konkurencyjną kadrę.
– Diego López stwierdził, że skoro udało się wygrać w Madrycie, można też w Barcelonie…
– Dla mnie zawsze są dwa emocjonalne aspekty, które wpływają na grę: pewność siebie i wymagania. Muszą być w równowadze na najwyższym poziomie. Zbyt dużo pewności siebie i mało wymagań – źle. Za dużo wymagań i mało pewności siebie – też źle. Lubię, gdy wymagań jest trochę więcej, ale oba czynniki muszą być na maksymalnym poziomie.
– W ataku zmieniły się profile piłkarzy. Jak Pan nad tym pracuje?
– Jeśli porównamy Sadiqa, Rafę Mira i Hugo Duro z obecnymi zawodnikami, to są różne profile. Najważniejsze jest znać ich możliwości i dostosować propozycje gry do tego, co każdy może dać drużynie.
– Czy Jesús Vázquez ma szansę zagrać w niedzielę?
– Wszyscy mają szansę. Odkąd Jesús jest z nami, dawał dobre występy i dla rywalizacji w drużynie ważne jest, by zawsze były opcje.