Katastrofa godna strefy spadkowej
- Drużyna Rubéna Barajy pogrąża się w “czerwonej strefie” tabeli, z dramatycznym bilansem 5 punktów na 24 możliwe, prezentując najgorszą formę w tym sezonie.
- Piątkowy mecz Leganés-Valencia będzie niemal finałem dla „Nietoperzy”.
Dzisiejsza Valencia to poważny kandydat do spadku do drugiej ligi. Po ośmiu kolejkach nie ma trzech gorszych drużyn w rozgrywkach. Zespół Rubéna Barajy stał się na własne życzenie poważnym kandydatem do relegacji. To smutna rzeczywistość klubu, porzuconego na pastwę losu z powodu braku inwestycji ze strony właścicieli. Pipo (Baraja), piłkarze i kibice są skazani na cierpienie, tak samo, a może nawet bardziej niż w San Sebastián. Widmo spadku ponownie krąży nad Mestalla, a powody do obaw są wyraźne. Obecna Valencia to katastrofa godna strefy spadkowej. Zespół przyzwyczaił się do porażek, a ta negatywna spirala jest niezwykle niebezpieczna. Choć mamy dopiero końcówkę września, sezon już wydaje się niekończącym maratonem. Trzeba zachować najwyższą ostrożność.
Valencia kończy kolejkę w strefie spadkowej do Segunda División, z dramatycznym bilansem 5 punktów na 24 możliwe. Gorsze wyniki ma tylko Las Palmas. Statystyki są przerażające – Valencia zanotowała czwartą z rzędu porażkę poza Mestalla (przeciwko Realowi Sociedad, Atlético, Athletic i Celcie) i nadal nie zdobyła punktu na wyjeździe. Zero. Drużyna Pipo miała wykonać krok naprzód w meczach wyjazdowych, ale zamiast tego cofnęła się, siejąc wątpliwości, tracąc pewność siebie i pogłębiając problem tracenia bramek. Mają ich już trzynaście – gorszy wynik ma jedynie Valladolid. Real Sociedad nie wygrał od maja, a wczoraj zdobył tyle bramek (3), ile strzelił od początku sezonu w sierpniu. To kompromitacja.
„Dość tego!” – powiedział Baraja wściekły po zakończeniu meczu, a tak samo myśleli wszyscy kibice Valencii, którzy oglądali spotkanie w domach. Tak nie można przegrywać. Oczywisty brak jakości i doświadczenia potęgują chaos, niedopasowanie i rażące błędy. Zespół nie funkcjonuje od kwietnia. Tendencja jest samobójcza: zaledwie 7 punktów z ostatnich 45. Nie ma obrony ani ataku. Po raz pierwszy w 105-letniej historii klubu Valencia zdobyła tylko 5 goli w pierwszych 8 kolejkach. To bezprecedensowa susza strzelecka.
Valencia zmarnowała impet po pierwszym zwycięstwie sezonu przeciwko Gironie. Od tamtej pory zdobyła zaledwie 1 punkt z 6 możliwych. Drużyna traci punkty na swojej drodze, a walka o utrzymanie nie czeka na nikogo. Wczoraj Getafe pod wodzą José Bordalása odniosło pierwsze zwycięstwo w sezonie i ma już 7 punktów. Rayo i Alavés mają solidny zapas 10 punktów, a Mallorca już 14.
W piątek, 4 października, odbędzie się pierwsza „finałowa” rozgrywka sezonu na stadionie Butarque. Mecz Leganés-Valencia przed przerwą reprezentacyjną to pojedynek o życie. Albo o śmierć. Nie ma miejsca na wymówki ani marginesu błędu. Samo Mestalla nie wystarczy. Jak powiedział Baraja: „trzeba się ogarnąć”. Trener i zespół są zmuszeni do dokonania autokrytyki, której nikt inny w klubie nie przeprowadzi. „U siebie prezentowaliśmy się świetnie” – mówił z dumą Miguel Ángel Corona. Tymczasem Baraja, zespół i kibice są pozostawieni sami sobie.
Warto postawić sobie pytanie, czy zbawiciel – bo inaczej nie można nazwać przybycia Barajy do Valencii – nie stał się jej zgubą. Zespół pogrążony jest od dłuższego czasu w chaosie. W grze nie widać żadnej koncepcji, piłkarze wydają się zagubieni i sprawiają wrażenie, jakby grali ze sobą po raz pierwszy. Choć główne winy spadają na Petera Lima i Meriton, nie można ignorować niepokojącego trendu samego trenera. Drużyna nie rozwija się, a wręcz kurczy. Piłkarze, którzy byli podporą, grają coraz gorzej i mają coraz mniej do powiedzenia na hiszpańskich boiskach.
Przykładów jest wiele – Javi Guerra, który był odkryciem na początku zeszłego sezonu, teraz praktycznie nie istnieje. Łatwo traci piłki, nie angażuje się w grę ofensywną, a na boisku zachowuje się, jakby nie wiedział, co ma zrobić. I takich przykładów jest więcej. Za to odpowiedzialny jest Baraja, który od dłuższego czasu nie potrafi znaleźć wspólnego języka z piłkarzami. W związku z tym warto zadać sobie pytanie – co się stało z tą drużyną?