Kiat Lim: „Możecie atakować mnie i moją rodzinę, ale to nic nie da”
- Brak konkretnych wyjaśnień wobec pytań akcjonariuszy był motywem przewodnim spotkania.
- Obecni valencianistas otwarcie okazali narastające przez lata niezadowolenie – zarówno wobec prezesa, jak i dyrektora generalnego Javiera Solísa.
Około 200 akcjonariuszy wzięło udział w środę w Feria València w Zwyczajnym Walnym Zgromadzeniu Akcjonariuszy Valencia CF. Było to pierwsze takie zgromadzenie prowadzone przez Kiat Lima, syna głównego akcjonariusza, który objął funkcję prezesa w marcu. Po raz kolejny – ilekroć przedstawiciele Meriton Holdings stają twarzą w twarz z prawdziwymi kibicami Valencii – zabrakło informacji i szczegółów na temat sytuacji finansowej klubu. Tym razem problem był jeszcze bardziej widoczny z uwagi na nieobecność dyrektor finansowej Inmaculady Ibáñez, przechodzącej rekonwalescencję po ciężkiej chorobie. Bez niej nikt nie wziął odpowiedzialności za wyjaśnienie podczas zgromadzenia makrooperacji finansowania z Goldman Sachs – ani prezes, ani dyrektor generalny Javier Solís.
Solís i Lim pod ostrzałem
To właśnie Solís skupił na sobie znaczną część gniewu akcjonariuszy, którzy wskazywali go jako „pas transmisyjny” decyzji Petera Lima w codziennym zarządzaniu klubem w Walencji. Dyrektor generalny – niemal na równi z prezesem – stał się celem krytyki. Żaden z nich nie odpowiedział jasno na pytania dotyczące spraw ekonomicznych i społecznych. Jedyną wypowiedzią niosącą jakąkolwiek treść była końcowa odpowiedź Kiat Lima o obligacjach Goldman Sachs:
„Goldman nie będzie podejmował decyzji w klubie” – rzucił w reakcji na pytanie jednego z akcjonariuszy.
Dla Rady Dyrektorów zgromadzenie było czystą formalnością. Nie przedstawiono wrażliwości ani detali dotyczących finansowania dokończenia stadionu – ponad 320 mln euro. Zignorowano też postulaty powołania niezależnego członka rady oraz pytania o to, dlaczego nigdy nie umożliwiono kibicom wypowiedzi w sprawie alternatywy: pozostania na Mestalla zamiast przeprowadzki na Nou Mestalla, którego budowa była zamrożona przez ponad 15 lat, aż do stycznia 2025 roku.
„O obecny stadion należało pytać w latach 2005–06, przed decyzją o wyprowadzce. Teraz byłoby to skrajnie niemożliwe” – usłyszeli akcjonariusze. I to wszystko.
Wzburzenie sali i brak danych
Po pierwszej przerwie zgromadzenie wznowiono w atmosferze otwartego sprzeciwu. Akcjonariusze wstawali z miejsc, protestując przeciwko temu, że organ, którego podstawowym celem jest rozliczenie spółki, odmawia wejścia w kluczowe szczegóły bilansów i kondycji finansowej klubu. Wytknięto również brak wykresów i materiałów objaśniających operację z Goldman Sachs, która zwiąże finanse klubu na dekady. Przypomniano, że rok temu klub tłumaczył przerwanie zgromadzenia brakiem możliwości wyjaśnienia sytuacji finansowej… z powodu oburzenia zgromadzonych akcjonariuszy.
Mowa otwarcia i „zaufanie” do Corberána
Kiat Lim otworzył zgromadzenie przemówieniem, ponownie prosząc o wsparcie kibiców. Oświadczył, że Nou Mestalla postępuje zgodnie z harmonogramem i będzie gotowy latem 2027 roku. Nazwał stadion „aktywem strategicznym i motorem ekonomicznym” dla klubu i regionu. Zapewnił też, że umowa z Goldman Sachs pozwala budować „bez naruszania stabilności finansowej”, a sama operacja dowodzi zaufania rynków finansowych.
Dodał, że wsparcie akcjonariuszy i kibiców jest kluczowe, a celem klubu jest powrót do europejskich pucharów. Wskazał również, że zatrudnienie Rona Gourlaya to dowód profesjonalizacji i dążenia do doskonałości. Poprosił o poparcie dla Carlosa Corberána. Gourlay – któremu Limowie przekazali ster sportowy – nie kwestionował pozycji trenera, mimo że zespół jest 17. w tabeli:
„Wyniki są złe i rozumiem frustrację. Chcemy jednak czegoś bardziej zrównoważonego, a nie ciągłych zmian trenera. Szukamy struktury, która przetrwa i ustabilizuje projekt”.
Lawina krytyki i utrata wiarygodności
Podczas pierwszego zgromadzenia Kiat Lima jako prezesa wyraźnie było widać, że źle znosi ostre wystąpienia akcjonariuszy, którzy wprost obarczali ponad 11-letnie rządy Meriton odpowiedzialnością za upadek klubu na wszystkich polach.
José Pérez, prezes Libertad VCF, mówił bez ogródek:
„Od jedenastu lat kłamiecie. To zwyczaj Meriton – singapurskiego i walencjańskiego. Panie Solís, klub spada, pan awansuje. Daje do myślenia, prawda?”
Héctor Gómez, akcjonariusz i dyrektor programu Tribuna Deportiva, zasypał prezesa pytaniami bez odpowiedzi: dlaczego nie pokazano projektu stadionu, dlaczego nie ma szacunku dla stuletniego Mestalla, dlaczego klub nie finansuje inwestycji sam, skoro „wierzy w projekt”, i jaką realną władzę będzie miał Goldman Sachs. Tylko na ostatnie pytanie Kiat Lim odpowiedział – znów – że Goldman nie będzie decydował.
Wzruszenie wywołały wystąpienia Pilar Avilés, mówiącej o zniszczonym „sentymencie”, oraz Dionisia Canalesa z Libertad VCF, który publicznie obnażył nikłą wiedzę Kiat Lima o drużynie, prosząc go o wymienienie jedenastki z wygranego 0:2 meczu w Gijón. Prezes nie potrafił odpowiedzieć.
Forma zamiast treści
Po wystąpieniach – ograniczonych do pięciu minut stoperem – Kiat Lim, wyraźnie zdenerwowany, zabrał głos:
„Krzyki nie są drogą do konstruktywnej rozmowy. Nie interesują mnie brawa ani obelgi. Nie musicie wspierać mnie – wspierajcie zespół i trenera” – mówił, koncentrując się na formie, a nie na meritum.
Dodał z irytacją:
„Możecie atakować mnie i moją rodzinę, ale to nie będzie produktywne”.
Gourlay wyznacza horyzont
Zarówno prezes, jak i Ron Gourlay, podkreślali wiarę w to, że nowy stadion zwiększy przychody i potencjał sportowy. Wypowiedź Gourlaya ujawniła jednak czasowy horyzont projektu:
„To będzie ostatni klub, w którym pracuję. Zostały mi może dwa lata w futbolu. Potem odejdę” – stwierdził Szkot, najmniej krytykowany uczestnik zgromadzenia.
Wniosek był jednoznaczny: emocje zdominowały salę, konkrety nie padły, a margines zaufania akcjonariuszy – jeszcze bardziej się skurczył.
go f…. yourself mr limtimtim 🙂