Kolejne stracone punkty (2-2)

  • Zespół nie zdołał wygrać na własnym stadionie i dramatycznie ugrzęzł na pozycjach spadkowych, mając na koncie jedynie 2 punkty z ostatnich 15 i zaledwie dwie wygrane w całym sezonie.

Mestalla. Ostatni mecz roku. Przeciwnik z dołu tabeli. Ale nawet w takiej sytuacji Valencia Rubéna Barajy nie potrafi wygrać i coraz bardziej czuć od niej zapach drugiej ligi. Drużyna z trudem wywalczyła remis w doliczonym czasie gry, dzięki cudownej bramce Daniego Gómeza w 97. minucie. Mimo to, nie widać żadnych oznak życia, a zespół wciąż spada w przepaść, podczas gdy właściciele pozostają bierni. Nikt nie ma pomysłu na wyjście z tej sytuacji.

Bez Pepelu i w atmosferze licznych protestów wobec Petera Lima oraz zarządu Valencii, które nasiliły się po rezygnacji rady nadzorczej. W takich napięciach rozpoczął się mecz, w którym brakowało jakiegokolwiek świątecznego klimatu. Po raz kolejny młody zespół Nietoperzy nie wytrzymał presji i od początku grał źle – bez tempa, bez precyzji, bez ducha. Na boisku dominowały nerwy i niepokój. Alavés szybko wykorzystało sytuację, atakując lewym skrzydłem chronionym przez Luisa Rioję, który zagrał na swojej nietypowej pozycji. Carlos Vicente (zawodnik, którego właściciele Valencii nie zdecydowali się zakontraktować) przedarł się skrzydłem, a Carlos Martín z łatwością wykończył akcję wobec bezradności obrońców i słabej interwencji Foulquiera, który jako ostatni dotknął piłki. “Jeszcze jest dużo czasu!” – próbował podnieść swoich piłkarzy na duchu Baraja. Zamiast jednak zareagować, drużyna jeszcze bardziej się zablokowała – bez pomysłu w ataku i z drżącą obroną.

Alavés, grając spokojnie i pewnie, wyczuło słabość rywala i ruszyło po drugą bramkę. Adrián Pica miał doskonałą okazję po rzucie rożnym, będąc całkowicie niepilnowanym, a Stoichkov (który wszedł na boisko za kontuzjowanego Guridiego) oddał perfekcyjny strzał z woleja, jednak Dimitrievski tym razem świetnie interweniował. Valencia nadal nie dawała żadnych oznak życia – nie potrafiła wymienić trzech celnych podań, przegrywała pojedynki, a środkowi pomocnicy Enzo Barrenechea i Javi Guerra byli niewidoczni. André Almeida praktycznie nie istniał na boisku, a kontuzja Fran Péreza zmusiła trenera do wprowadzenia Sergiego Canósa. Hugo Duro, odcięty od podań, coraz bardziej tracił cierpliwość – jak reszta zespołu. Pierwsza połowa zakończyła się spokojnie dla Alavés, które ani przez chwilę nie czuło zagrożenia ze strony gospodarzy. Valencia oddała zaledwie jeden celny, ale niegroźny strzał na bramkę. Takie statystyki są niegodne pierwszej ligi. Nic dziwnego, że drużyna zeszła do szatni przy akompaniamencie gwizdów i w atmosferze głębokiego niepokoju.

Valencia bez zmian w składzie po przerwie rozpoczęła drugą połowę z większym impetem – choć to minimum, czego można było się spodziewać. W ciągu pięciu minut zespół stworzył dwie okazje, więcej niż przez całą pierwszą połowę, jednak ani André, ani Hugo Duro nie potrafili ich wykorzystać, zbyt długo zwlekając z decyzją. Kontuzja bramkarza Sivery i jego wymuszona zmiana, która trwała niemal pięć minut, przerwała chwilowy zryw Valencii.

“Pipo, odejdź!”
Trybuny na Mestalla po raz pierwszy w sezonie otwarcie domagały się rezygnacji Barajy: “Pipo, odejdź!” – skandowali kibice. W najgorszym momencie dla Valencii pojawiła się jednak szansa na zmianę wyniku – rzut karny. Tym razem decyzja VAR była korzystna dla gospodarzy. Owono popełnił błąd, faulując Diego Lópeza w polu karnym, a Rioja pewnie wykorzystał jedenastkę, pokazując się jako lider zespołu.

Baraja zdecydował się na zmiany, wpuszczając na boisko Pepelu i Daniego Gómeza, próbując postawić wszystko na jedną kartę w systemie 4-4-2 z dwoma napastnikami. Jednak na nic się to zdało. Alavés ponownie objęło prowadzenie po kolejnym rzucie karnym – tym razem sprokurowanym przez Mosquerę, który zbyt agresywnie zaatakował Diarrę. Jordán pewnym strzałem w okienko ustalił wynik.

Kiedy wszystko wydawało się stracone, Diego López zagrał idealne podanie, które Dani Gómez zamienił na bramkę tym samym ratując jeden punkt – choć punkt niewiele znaczący. Valencia spędzi święta na miejscach spadkowych, by od Nowego Roku przystąpić do rywalizacji z gigantem – Realem Madryt. Ciężko będzie o kolejne punkty w następnym spotkaniu.

0 0 głosy
Article Rating
3 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Informacje zwrotne Inline
Wyświetl wszystkie komentarze
LimaK
LimaK
10 miesięcy temu

Kolejny słaby mecz Valencii :/

Konieczne moim zdaniem są:

  • zmiana właściciela,
  • zmiana zarządu,
  • zmiana trenera,
  • przebudowa drużyny.
Cichyjoe
Cichyjoe
10 miesięcy temu

Piłkarze grali w pierwszej połowie przeciwko trenerowi, w związku z tym nie dziwota, że trybuny skandowały: najemnicy. Ogólnie cały ten mecz to była karykatura futbolu. Od tego wszystkiego zawodnicy Alaves też dostali głupawki.

Meriusz
Meriusz
10 miesięcy temu

Baraja zwolniony.