Największe upokorzenie w historii Mestalla
- W czwartek Valencia CF doznała najwyższej porażki w swojej historii na własnym stadionie. To kolejny negatywny rekord „ery Lim” w tygodniu, w którym dyrektor sportowy stwierdził, że „bardzo trudno” jest wzmocnić zespół.
W czwartkowy wieczór kibice Valencii przeżyli prawdopodobnie największe upokorzenie w swoich dziejach. Peter Lim dołożył kolejny negatywny rekord do swojej „gabloty koszmarów” dzięki najbardziej dotkliwej klęsce w historii Mestalla – stadionu przy Alei Szwecji, liczącego sobie ponad sto lat. Poprzedni najgorszy wynik pochodził z sezonu 1950/51, kiedy to Valencia przegrała 1:5. Tym razem kibice z rezygnacją musieli patrzeć, jak ten sam przeciwnik w ciągu zaledwie tygodnia upokarza drużynę po raz drugi, podczas gdy dyrektor sportowy na konferencji prasowej mówił, że wzmocnienie kadry jest „bardzo trudne”.
Czwartkowa porażka z Barceloną była historyczną kompromitacją z wielu powodów, nie tylko z powodu rozmiarów przegranej. Po pierwsze, Valencia w ogóle nie podjęła walki, ponieważ zarządzanie Lima i jego współpracownikami doprowadziło do sytuacji, w której trzeba „wybierać”, czy rzucić wszystkie siły na awans do półfinału Pucharu Króla, czy w pełni skoncentrować się na decydującym meczu o utrzymanie w Primera División przeciwko nowemu bezpośredniemu rywalowi – Leganés.
Po drugie, Valencia już tydzień wcześniej straciła siedem bramek w starciu z tym samym przeciwnikiem, a mimo to końcówka zimowego okienka transferowego nie odzwierciedlała palącej potrzeby wzmocnień. Przeciwnie, dyrektor sportowy bronił swoich działań i nie przyznał się do żadnych błędów.
Po trzecie, w związku z obecnym formatem Pucharu Króla i czwartkową porażką, kibice mieli okazję zobaczyć poza rozgrywkami ligowymi zaledwie jeden mecz w ramach karnetu. Tymczasem ceny abonamentów w gorszym sezonie zostały podniesione w porównaniu z sezonem 2018/19. W efekcie w aktualnych, najgorszych rozgrywkach w historii klubu, socios Valencii obejrzą łącznie 20 spotkań na Mestalla, płacąc więcej niż w kampanii 2018/19, kiedy mieli okazję zobaczyć 30 meczów, w tym zmagania w Lidze Mistrzów, półfinały Ligi Europy i Pucharu Króla, a także tydzień w tydzień dopingować drużynę złożoną z piłkarzy pokroju Ezequiela Garaya, Daniego Parejo, Rodrigo Moreno, Gonçalo Guedesa czy Carlosa Solera, która zajęła czwarte miejsce w lidze.
Mimo tych wszystkich krzywd i rozczarowań, w czwartek kibice wypełnili Aleję Szwecji, by powitać drużynę, która na boisku kompletnie zawiodła, co skutkowało tym, że widzowie stopniowo opuszczali trybuny przed końcowym gwizdkiem z opuszczonymi głowami, tracąc wiarę i wolę walki. Rezygnacja towarzyszy fanom Valencii już od dawna: widzą oni, że dno klubu jest coraz niżej, a żaden z odpowiedzialnych za to ludzi nie złożył dymisji. Mimo lat protestów przeciwko Peterowi Limowi, właściciel wciąż nie zamierza wycofać się z Mestalla.
Negatywne rekordy
„Era Lima” nieustannie przynosi kolejne niechlubne osiągnięcia. Do przedłużającej się nieobecności w europejskich pucharach, wypadnięcia z rankingu UEFA czy rekordowych serii bez wygranej, w czwartek doszła najbardziej dotkliwa porażka na własnym stadionie. Stało się to zaledwie dwanaście dni po tym, jak Valencia po raz trzeci straciła siedem goli w jednym meczu (dwa razy za rządów Meriton Holdings), po raz pierwszy dała sobie strzelić cztery bramki w ciągu 24 minut gry i po raz drugi w historii (liczącej ponad sto lat) schodziła na przerwę z bagażem pięciu goli. Te ciągłe upokorzenia sprawiły, że drużyna z Mestalla jest cieniem samej siebie, a kibice modlą się tylko, by nie sięgnąć jeszcze większego dna, którym byłby spadek z ligi.