Nietoperze, które nie potrafią latać – Valencia CF
- Zespół stracił komplet sześciu punktów z ligowymi outsiderami – Oviedo i Gironą, z którymi miał odbudować morale po niezłej drugiej połowie przeciwko Athleticowi.
- Otoczenie słusznie żąda od piłkarzy większej odpowiedzialności, podczas gdy Peter Lim nie potrafi jej wymagać od swoich ludzi w klubie – co w szatni odbierane jest jako sygnał przyzwolenia na stagnację.
Tymczasem szwy w kadrze zaczynają pękać – szczególnie w meczach takich jak ten z Gironą, gdzie zawodnicy pokroju Copete, Santamaríi czy Beltrána nie dali drużynie żadnych rozwiązań. A Ron Gourlay, CEO ds. futbolu, uspokaja, że klub jest „w trakcie transformacji, która wymaga czasu” – po sześciu latach bez gry w europejskich pucharach.
Dziewięć punktów na trzydzieści trzy – symptom stagnacji
W połowie maja, po zapewnieniu utrzymania i przy nikłej nadziei na Ligę Konferencji, Valencia spuściła z tonu – i od tamtej pory nie potrafiła ponownie wcisnąć gazu. W ostatnich dziesięciu spotkaniach (licząc końcówkę poprzedniego sezonu i początek obecnego) zdobyła zaledwie 9 z 33 możliwych punktów.
W bieżących rozgrywkach 2025/26 bilans jest jeszcze bardziej niepokojący: 8 punktów na 24 możliwe. Drużyna zajmuje 14. miejsce, z zaledwie trzema punktami przewagi nad strefą spadkową – przewagi, która może się jeszcze skurczyć po niedzielnych meczach Realu Sociedad, Rayo Vallecano i Celty.
Słabi rywale, jeszcze słabsza Valencia
Tendencja jest alarmująca, zwłaszcza po dwóch ostatnich spotkaniach, w których Valencia „ożywiła” ligowych maruderów – Oviedo i Gironę. Podczas gdy inne drużyny z regionu – np. Levante – rozprawiły się z nimi bez problemu (4:0 z Gironą, 2:0 z Oviedo), zespół Corberána pogrążył się w chaosie.
Najgorszy z czterech klubów z Walencji
Zarząd Meriton wchodzi w przerwę reprezentacyjną w stanie pełnej depresji sportowej. Od sześciu lat problemy Valencii powracają jak echo – i każdy październik rozrywa kolejne szwy źle zbudowanej kadry.
Przez najbliższe dwa tygodnie Valencia pozostanie najniżej notowanym klubem z regionu – za Villarrealem (walczącym o fotel lidera na Bernabéu), Elche (w strefie europejskiej) i Levante, które cieszy się eksplozją formy młodych talentów jak Etta Eyong czy Carlos Álvarez.
Dla kibiców ten obraz jest bolesny. Trzy punkty, które wydawały się pewne po meczu z Espanyolem (2:2), uleciało bez śladu. A powrót do gry 20 października, na wyjeździe z Alavésem, budzi strach – szczególnie że w kolejnych tygodniach Valencia zmierzy się z Villarrealem, Realem Madryt i Betisem.
Kryzys totalny – nikt nie jest bez winy
Kryzys Valencii jest tak głęboki, że nikt w klubie nie może umyć rąk.
„Kibice mają prawo wymagać, bo herb, który nosimy na piersi, to nie jest zwykły herb” – powiedział po meczu Diego López, autor jedynego gola w Gironie. Jego słowa, podobnie jak wypowiedzi Pepelu i kapitana Césara Tárregi, jasno sugerują: ta drużyna może i powinna dawać więcej.
Brak intensywności i transfery bez wpływu
Słaba koncentracja i błędy przy stałych fragmentach gry ujawniają, że drużynie brakuje intensywności i determinacji. Ale problem leży również w samej konstrukcji kadry – spośród ośmiu nowych nabytków tylko Danjuma spełnia oczekiwania.
- José Copete wciąż zawodzi, tym razem zastępując kontuzjowanego Diakhaby’ego.
- Baptiste Santamaría nie wnosi nic w rozegraniu.
- Lucas Beltrán, w swoim pierwszym meczu w wyjściowym składzie, był niewidoczny w polu karnym.
- Julen Agirrezabala znów wyglądał niepewnie.
- O Philipie Ugrinicu trudno cokolwiek powiedzieć – bo praktycznie go nie widać.
Brak wymagań – od szatni po zarząd
Valencia nie wymaga od siebie, bo nikt poza trenerem tego nie robi.
Żaden z pięciu wyższych szczebli klubowej hierarchii nie spotkał się z drużyną, by jasno określić cel sportowy – powrót do europejskich pucharów, które są niezbędne dla finansowej stabilności klubu.
Podczas gdy kibice domagają się od piłkarzy ambicji, ci widzą, że właściciel Peter Lim nie wymaga jej od swoich ludzi w biurach.
W latach kryzysu:
- Javier Solís awansował z rzecznika i dyrektora korporacyjnego na dyrektora generalnego (stanowisko, które wcześniej zajmował Mateu Alemany).
- Miguel Ángel Corona przeszedł drogę od asystenta dyrektora sportowego do dyrektora sportowego.
W marcu Lim mianował prezesem swojego syna, Kiata Lima, który w maju powierzył funkcję CEO ds. futbolu Ronowi Gourlayowi.
„Transformacja, która potrzebuje czasu” – po sześciu latach?
W niedawnym wystąpieniu Kiat Lim mówił o „prawdziwym planie sportowym, z profesjonalistami na swoich stanowiskach”.
Gourlay z kolei w Gironie powtórzył, że „klub przechodzi transformację, która wymaga czasu”.
Czasu – po sześciu latach bez choćby eurocenta z europejskich rozgrywek.
Na pytanie o cele, Gourlay odpowiedział wymijająco:
„Chcemy być konkurencyjni w każdym meczu.”
Ale Valencia potrzebuje nie sloganu, tylko planu i wymagań. Bo zespół, który zadowala się pozycją między ósmym a dwunastym miejscem, zaprzecza swojej historii i tradycji.
Valencia CF tkwi w kryzysie globalnym – sportowym, instytucjonalnym i tożsamościowym. Klub, który kiedyś mierzył się w Europę z najlepszymi drużynami, dziś nie potrafi znaleźć kierunku ani liderów, a jego herb – jak powiedział Diego López – wciąż „nie jest zwykłym herbem”.
Trafne! Takie zespoły jak Girona czy Oviedo powinniśmy odprawiać z kwitkiem już po pierwszej połowie. Brakuje mentalności zwycięzców, a co za tym idzie pewnych zwycięstw.