Reakcja, która daje punkty, ale sieje wątpliwości

  • Z punktu widzenia wyników Valencia CF podniosła się – zdobyła cztery z sześciu możliwych punktów. Jednak wrażenia z meczu w Cornellà, szczególnie od 20. minuty, nie są przekonujące.

W poniedziałek, jeszcze przed spotkaniem w Cornellà-El Prat, Carlos Corberán przyznał, że Valencia CF 2025/26 to drużyna „w fazie budowy”. „Najlepszej wersji Valencii jeszcze nie widzieliśmy” – mówił trener z Cheste. Wypowiedź znalazła potwierdzenie dzień później na boisku. Po katastrofie w Barcelonie nastąpiła reakcja. Tak, są punkty – cztery – ale jest też wiele znaków zapytania.

Mimo zwycięstwa nad Athletikiem i remisu z Espanyolem, w ostatnich dniach Valencia nie wyglądała jak zespół gotowy na pełne 90 minut. Z „Lwami” wygrała po fatalnej pierwszej połowie, a brak przekonania sprawił, że w Cornellà zwycięstwo wymknęło się w ostatnich sekundach. Jak podkreślił trener, nowe elementy – w większości ośmiu letnich wzmocnień – wciąż czekają na właściwe dopasowanie.

Dobry start, później cofnięcie się

Na stadionie Espanyolu, w przeciwieństwie do wcześniejszych spotkań, Valencia weszła w mecz z większą energią i koncentracją niż rywal. Wygrała większość pojedynków, lepiej ustawiła się taktycznie, a efekty przyszły po kwadransie: Arnaut Danjuma wykorzystał świetne dośrodkowanie Luisa Riojy i otworzył wynik (0:1).

Zamiast jednak „poczuć krew” i spróbować dobić przeciwnika, Valencia po 20 minutach zaczęła się cofać. To, co dobrze wyglądało przeciwko Athletikowi, nagle się rozpadło. Drużyna wróciła do obrazu z Barcelony czy z pierwszych połów przeciwko Realowi Sociedad i Osasunie – krok wstecz, którego nikt się nie spodziewał.

Espanyol przejął inicjatywę, a Valencia – grająca w granatowych strojach – utrzymywała się tylko dzięki Agirrezabali, wszechobecnemu Diakhaby’emu, podwójnemu wybiciu z linii bramkowej przez Tárregę i główce Hugo Duro, która dała prowadzenie 1:2 tuż po wyrównaniu Cabrery.

Skuteczność kontra słabości

Gol Hugo Duro, najlepszego strzelca zespołu w tym nieregularnym początku sezonu, był jedynym strzałem Valencii w drugiej połowie. Łącznie zespół oddał tylko dwa celne uderzenia na bramkę Dmitrovicia – ale oba były groźne. Skuteczność jest największą zaletą, ale defensywne braki – zwłaszcza w środku pola – budzą niepokój. Edu Expósito robił niemal wszystko, co chciał.

Espanyol bombardował bramkę – 21 strzałów, 10 celnych, 6 klarownych okazji, 8 rzutów rożnych – i dopiero w samej końcówce zdołał wyrównać. W 96. minucie Roberto przedłużył głową wrzutkę, a Javi Puado wbił piłkę do siatki przy biernej obronie Valencii. Zespół miał trzy punkty w kieszeni, choć na nie nie zasłużył.

Utracona szansa na Europę

W pierwszej chwili kibice odczuli stratę dwóch punktów. Zabrakło „DNA zwycięzcy” – drużyny, która potrafi wygrywać nawet w słabszy dzień. Gdyby Valencia utrzymała prowadzenie, zakończyłaby dzień w strefie europejskich pucharów z dziesięcioma punktami.

Rzeczywistość to osiem oczek. Z perspektywy chłodniejszej analizy remis należy uznać za punkt zdobyty – pozytywny, podobnie jak cztery z sześciu w trzy dni. Reakcja została rozpoczęta, ale nie jest jeszcze pełna. Valencia będzie musiała w poniedziałek w Mestalla pokonać Real Oviedo – i to w sposób przekonujący.