Santi Cañizares nie może już znieść ostatniej kompromitacji Valencii
- Legendarny były bramkarz Nietoperzy ostro wypowiedział się w programie „El Partidazo” stacji Cope: „Nie jest mi żal, tylko wstyd”.
Valencia płonie. I najgorsze jest to, że to już nie jest żadna nowość. Nie dziwią już protesty kibiców na Mestalla, którzy mają dość Meritonu i Petera Lima. Coraz częstsze stają się też wysokie porażki, potwierdzające gorzką rzeczywistość klubu, który kiedyś wygrywał hiszpańską ligę i walczył w Lidze Mistrzów, a teraz toczy bój o utrzymanie w Primera División, dysponując kadrą odległą o lata świetlne od tych, które zachwycały dawniej. W czwartek, przeciwko Barcelonie, klub ponownie się skompromitował. Stracił pięć goli i był świadkiem tego, jak trybuny zaczęły pustoszeć już w okolicach trzydziestej minuty spotkania – kibice nie mogli dłużej znosić tego wstydu.
Kryzys trwa już zdecydowanie zbyt wiele lat i nic nie wskazuje, by miał się wkrótce zakończyć. W tak skrajnej sytuacji warto posłuchać kogoś, kto jest dla świata valencianismo głosem autorytetu – Santiego Cañizaresa. Były bramkarz, a dziś współpracownik stacji Cadena Cope, słynie z celnych, bezkompromisowych analiz i opisów problemu – nie ubarwia rzeczywistości ani nie łagodzi słów ze względu na swoją przeszłość. Tego wieczoru w „El Partidazo” Juanma Castaño poprosił go o ocenę porażki zespołu Corberána oraz o refleksję nad przyczynami tak katastrofalnej sytuacji. Cañizares wybuchł w typowy dla siebie sposób: wypowiedzi udzielił z pozornym spokojem, ale z mocnym, ostrym przekazem.
Na pytanie Castaño odpowiedział długim monologiem, słowo po słowie, dając wyraz swojemu znużeniu. Poniżej słowa legendy Nietoperzy, który nie krył gorzkiej krytyki, skierowaną do właścicieli klubu, szefa i nawet świata polityki.
„Wstydzę się, widząc zespół w takim stanie. To jest smutna ballada zapowiedzianej śmierci, a my, którzy tu mieszkamy, widzimy kierunek, w jakim zmierza drużyna. My, którzy analizujemy sytuację od samego początku – od chwili, gdy zdecydowano się bezmyślnie sprzedać klub człowiekowi, który nie miał żadnego doświadczenia, a promował go pewien populista z Walencji, który postanowił sprzedać go właśnie temu nabywcy i nie słuchać nikogo innego, bo sam chciał pozostać na stanowisku prezydenta. Wszystko to dodatkowo pełne sprzeczności… Łatwo było przewidzieć, że klub zarządzany w taki sposób nie będzie na miarę swojej historii. Może nikt się nie spodziewał aż tak drastycznego upadku, prawda? Dzisiejszy mecz, transmitowany na cały świat, sprawia, że ludzie, którzy nie kibicują Valencii, łapią się za głowę jak to możliwe, że taka drużyna gra tak słabo. Ale my tu nie jesteśmy aż tak zaskoczeni, bo minęło już 20 lat od czasów, gdy Valencia była najlepszą drużyną świata według pewnych statystyk. Co wydarzyło się w ciągu tych dwóch dekad, że klub całkowicie wypadł z zestawień najlepszych zespołów, spadł w tabeli ligi, a dziś musi wystawiać rezerwowy skład, bo potrzebuje odrobić cztery punkty, by uratować się w pozostałych 16 kolejkach LaLigi? Jak to możliwe, że ma dziś taką kadrę? Ci chłopcy dają z siebie tyle, ile mogą, ale wielu z nich nigdy nie założyłoby koszulki zespołu z taką historią i sukcesami, jakie Valencia zawsze miała”.
„Nie jest mi aż tak żal, bo przez 10 lat zarządzania Lima zdążyłem się już z tym oswoić, ale jest mi wstyd i czuję bezsilność, widząc, że wszyscy byliśmy w pewnym stopniu współwinni tej sytuacji. Sam nieraz schodziłem z Mestalla wygwizdany; razem z Héctorem Cúperem, kiedy zremisowaliśmy z Realem Madryt albo będąc liderami ligi, ale nie grając najlepiej, spotykały nas gwizdy kibiców. Tymczasem przez tyle lat fani znosili to wszystko bez wywierania presji na politykach, którzy mogli zrobić o wiele więcej. Bez sięgania po naprawdę głośne środki, by cały świat dowiedział się, co oznacza cierpieć z powodu takiego zarządzania Valencią. To mnie zawstydza, już nie aż tak smuci, bo się z tym pogodziłem. To kronika zapowiedzianej śmierci, która zbliża się nieubłaganie. Jest mi po prostu bardzo wstyd”.
Zdaniem Santiego Cañizaresa jedynym wyjściem z tej sytuacji jest odejście Petera Lima i Meritonu.
Pamiętam czasy gdy wkurzało mnie, że Valencia jest w stanie grać “tylko” o miejsca 3-4 w lidze, a miejsca poza pierwszą czwórką traktowałem jako katastrofę.
Teraz drżę o to czy klub w ogóle utrzyma się w La Liga…
DRAMAT!