Valencia otrzymuje bolesną lekcję od Atlético (0-3)
- Rywale bezbłędnie wykorzystali błędy Nietoperzy, którzy w obronie byli dzisiaj wyjątkowo omylni.
- Kibice domagali się rzutu karnego za zagranie ręką Javi Galána.
Agonia będzie trwała długo i do tego kibice muszą się przyzwyczaić w tym sezonie. Po tym jak zespół Carlosa Corberána oddał mecz Atlético Madryt i ponownie poległ na Mestalli, gdzie nie przegrał od 3 stycznia w starciu z Realem Madryt, Valencia przerwała swoją pozytywną serię z lutego. O ile dziś wieczorem Barcelona nie pokona UD Las Palmas różnicą co najmniej pięciu bramek, ta porażka z „rojiblancos” sprawi, że walencki klub kolejny tydzień pozostanie w strefie spadkowej.
Valencia weszła na murawę z impetem. Wszystko jednak okazało się złudzeniem poza dośrodkowaniem José Gayi, wybitym na rzut rożny przez madrycką defensywę. Gospodarze chcieli, ale nie potrafili. W środku pola zabrakło płynności – Pepelu i Barrenechea wzajemnie sobie przeszkadzali w rozgrywaniu piłki. Co gorsza, nie zrozumieli się także w zadaniu pilnowania specjalisty od gry między liniami, Antoine’a Griezmanna.
Francuz zbyt wcześnie przypomniał o swojej świetnej lewej nodze. Już w 12. minucie posłał piłkę w pole karne, dzięki czemu Lino (wypożyczony w sezonie 22/23 do Valencii) znalazł się w idealnej sytuacji, ale trafił w poprzeczkę. Akcja trwała dalej, a czujniejsi od pary środkowych obrońców gospodarzy okazali się Giuliano Simeone i Julián Álvarez. Pierwszy odegrał piłkę, a drugi – niepilnowany przez Cézara Tárregę – bezlitośnie pokonał Giorgiego Mamardashvilego (0:1, 12. minuta).
Stracony gol podciął skrzydła Valencii, która stała się jeszcze bardziej podatna na ataki. Podopieczni „Cholo” Simeone, grając o tempo szybciej, zawładnęli piłką i przestrzenią. Nowe twarze w wyjściowym składzie Corberána – Pepelu, Iván Jaime i Sadiq – nie wnosiły do gry niczego, a drużyna nie potrafiła stwarzać szans. Atlético wyczuło słabość i zaatakowało ponownie. Griezmann przeniósł się na lewą stronę, gdzie pozostał niekryty, by skorzystać z dezorganizacji defensywy gospodarzy. Spokojnie przyjął piłkę, uniósł głowę, przemyślał rozegranie i asystował między stoperami. Álvarez uderzył głową i zaskoczył bezradnego w tym momencie Mamardashvilego (0:2, 30. minuta).
Jeszcze przed końcem pierwszej połowy Julián Álvarez mógł skompletować hat-trick. Tym razem jednak Gruzin zachował się znakomicie w sytuacji sam na sam, a Argentyńczyk nie trafił do siatki. Była to już czwarta klarowna okazja gości, tym razem wynikająca z błędnego zagrania piłki do tyłu przez Cristhiana Mosquerę, który sprawiał wrażenie kompletnie zagubionego i spiętego.

Carlos Corberán starał się naprawić sytuację od początku drugiej połowy, wprowadzając Hugo Duro w miejsce Pepelu. Zmiana okazała się trafiona, a Valencia zaprezentowała się lepiej w tej części meczu. Barrenechea, mając jaśniejszy plan taktyczny, wziął na siebie odpowiedzialność i poprowadził zespół w poszukiwaniu gola dającego choć cień nadziei. Argentyńczyk spróbował najpierw strzału z dystansu, po którym Jan Oblak po raz pierwszy musiał interweniować, łapiąc piłkę.
Chwilę później kibice na Mestalli razem z piłkarzami Valencji głośno domagali się rzutu karnego za rękę Javi Galána. Arbiter, Busquets Ferrer, uznał, że zawodnik nie miał czasu na reakcję – ręka znajdowała się blisko Sadiqa w naturalnej pozycji i nie było intencji zagrania. Klub z Mestalla w mediach społecznościowych napisał później: „Szanujemy sędziów, ale to jest rzut karny”.
Szkoleniowiec gospodarzy nadal przywracał skład, który odnosił ostatnie zwycięstwa. André Almeida zmienił niewidocznego Ivána Jaime, jednak Portugalczyk także nie wyróżnił się na boisku – oddał jedynie strzał, który minął bramkę o centymetry. Corberán chciał wzmocnić atak, lecz to Simeone wprowadził prawdziwe „działo”. Griezmann i Álvarez opuścili murawę, a w ich miejsce pojawili się Ángel Correa i Sorloth. Pierwszy z nich, reprezentant Argentyny, przypieczętował wynik w kontrataku (0:3, 85. minuta).
Walencki zespół zaprezentował się nieco lepiej w drugiej części spotkania, ale ofensywa ograniczała się do wrzutek z bocznych sektorów i rzutów rożnych. Jeśli Hugo Duro nie ma swojego dnia, atak Valencii – od ponad roku – staje się endemicznym problemem.
Wynik lepszy niż przewidywano 😉
Moim zdaniem wynik nie odzwierciedla do końca tego spotkania, bo Valencia długimi momentami naciskała, tylko nie potrafiła strzelić gola.
Atletico było lepsze i przede wszystkim skuteczniejsze, ale bardziej pasowałby tu wynik 1:3 albo 2:4.
Atletico to zupełnie inna liga dla Valencii. Valencia próbuje atakować ale robi to nieudolnie. Niby wszystko wygląda dobrze ale tylko do pewnego momentu. Piłkarze podejmują złe decyzje w ofensywie np. jak te wrzutki w pole karne w drugiej połowie. Aż prosiło się o strzały sprzed pola karnego. A nuż by trafił się jakiś rykoszet. Atletico jest bardzo poukładane i ma najlepszą defensywę w lidze.