“Zawodnicy odczuwają niepokój, ponieważ zależy im na sytuacji, potrzebują, by ludzie ich zrozumieli”

  • Były psycholog klubu z udanego sezonu 23/24 udzielił wywiadu dla Relevo, aby opowiedzieć, jak zawodnicy przeszli od walki o europejskie puchary do bycia na końcu tabeli oraz o wsparciu, które Baraja prosił od Mestalla.

Valencia przeżywa dramatyczną sytuację, a jesteśmy dopiero w 10. kolejce LaLigi. Ostatnie miejsce w tabeli, zawodnicy poniżej swojego poziomu, a ostatni przykład – mecz przeciwko UD Las Palmas, gdzie przeszli od absolutnej dominacji do blokady mentalnej – wszystko to zapaliło alarmy zarówno w stolicy Turii, jak i na ulicach. Tym bardziej po słowach Rubéna Barajy, który apelował do kibiców o ‘zawieszenie broni’ w protestach, aby przywrócić jedność między drużyną a kibicami.

To stwierdzenie, chociaż mogło zostać wyrażone inaczej, było konieczne, przynajmniej dla kogoś, kto dobrze zna szatnię. Jona Muñoz był psychologiem klubu w zeszłym sezonie i wspierał rozwój ‘Pokoleniu Pipo’. Rok spędzony w klubie pozwolił mu poznać każdego zawodnika i, dzięki jego dużemu doświadczeniu, rozumieć, czego teraz potrzebują młodzi zawodnicy.

Psycholog przyznaje, że zawodnicy są zablokowani “z powodu napięcia i stresu”, ale apeluje do ludzi, by “niesli ich na skrzydłach”, ponieważ “jeśli są zestresowani, to znaczy, że sytuacja ich obchodzi, w przeciwnym razie nie byliby pod taką presją” – tłumaczy, odnosząc się do przykładów akcji dwóch czołowych graczy, Hugo Duro i Pepelu, w meczu przeciwko Las Palmas.

Kim jest Jona Muñoz? Jestem psychologiem sportowym, wcześniej byłem trenerem piłkarskim. Ukończyłem wszystkie szkolenia trenerskie, a kiedy trenowałem, zdałem sobie sprawę, że bardziej interesuje mnie psychologia, pomoc zawodnikom, niż kwestie techniczno-taktyczne, dlatego postanowiłem studiować psychologię, myśląc cały czas o psychologii sportu i piłkarzy. Jestem zatem pasjonatem zarówno sportu, jak i psychologii.

Jak trafiłeś do Valencii? Zrobiłem magisterium w Walencji, a jego dyrektor, David Llopis, był dyrektorem psychologii w Levante. Wciągnął mnie do drużyny młodzieżowej, ale z powodów ekonomicznych nie mogłem się tam przenieść. Wróciłem do Burgos podczas pandemii. Zacząłem pracować w Valladolid, ale w moim życiu zaszło wiele zmian – urodziła mi się córka, wracałem bardzo późno do domu… I wtedy zadzwoniła Valencia. José Carrascosa, który pracował wcześniej z Valencią, Chema Sanz i Rubén Baraja szukali kogoś, kto pomógłby im w aspekcie mentalnym, bo mieli młodych zawodników, którzy nie radzili sobie z nowymi dla nich sytuacjami. Złożyli mi propozycję i zdecydowałem się wrócić do Walencji.

Co zastałeś kiedy przybyłeś do Valencii? Znalazłem ludzi bardzo pracowitych, bardzo skromnych. Nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z zawodnikami LaLigi. Spodziewałem się, że nie będą aż tak otwarci, ale było zupełnie odwrotnie – wszyscy chcieli pracować, dawali 200% na każdym treningu, mieli ogromny głód sukcesu. Do tej pory rozmawiam z niektórymi z nich, to bardzo skromni, prości chłopcy, którzy chcą się starać i cieszyć grą. Są niesamowicie pracowici. Wszystko było łatwiejsze.

Na czym polegała dokładnie twoja praca? Były to sesje indywidualne, dużo rozmawiałem z Barają, aby doradzać mu, jakie przesłanie powinien przekazywać, jeśli tego potrzebował. Potem na poziomie indywidualnym każdy, kto chciał dobrowolnie pracować nad aspektami mentalnymi wpływającymi na wydajność, miał taką możliwość. Wszystko było bardzo praktyczne, aby zawodnik miał rozwiązania i narzędzia.

Skład był bardzo młody. Co zastałeś pod kątem mentalnym? Widziałem, że większość zawodników nigdy nie pracowała nad aspektami psychologicznymi, więc były to „czyste umysły”, na których można było coś budować: dostarczyć im narzędzi, pomóc zrozumieć, co dzieje się w ich ciele, analizować sytuacje, których wcześniej nie rozumieli albo których nie potrafili dostrzec, nauczyć ich technik relaksacyjnych… Niczego z tego nie znali. Dlatego byli tak otwarci, bo wszystko było dla nich nowe. Starsi i bardziej samodzielni zawodnicy takiej potrzeby nie mieli, skupiłem się na tych młodych, którzy najbardziej tego potrzebowali. Z tymi starszymi pracowałem bardziej na zasadzie „jeśli czegoś potrzebujecie”.

Jaką radę powtarzałeś najczęściej? Słowo „fokus”. Fokus, fokus, fokus na teraźniejszość. Najważniejsza jest walka, którą toczysz teraz, ta, która będzie później, dopiero nadejdzie, a to, co było wcześniej, już nie wpływa na nic.

Czy młody zawodnik rzeczywiście tak bardzo może być przytłoczony tym, co dzieje się wokół? Mogą być bardzo przytłoczeni przez to, co się wydarzyło i myśleć „uf, co ja narobiłem”, albo tym, co może nadejść: „a co, jeśli dzisiaj przegram?”. Nie skupiają się na tym, co dzieje się teraz, i tracą jakość: decydują się później, podejmują złe decyzje, działają pochopnie, podają piłkę, którą powinni zatrzymać, i tracą ją… Nie są w teraźniejszości.

Czy to jest to, co dzieje się teraz? W zeszłym sezonie wszystko wychodziło, a w tym nie mogą złożyć dwóch celnych podań, kolokwialnie mówiąc. Ani nie byli tak dobrzy, ani teraz nie są tak źli. Na koniec dnia są tym, kim są – zawodnikami z dużymi umiejętnościami, które wielokrotnie wystarczały, aby wygrywać mecze i zakończyć sezon w dobrym stylu. Ale co się dzieje teraz? Kiedy masz presję, która wynika z konieczności wygrywania, z potrzeby zdobywania punktów, z chęci udowodnienia kibicom, że coś potrafisz, a oni cię naciskają… To próba udowodnienia swojej wartości. Jako młody gracz taka presja wpływa na ciebie. Spina cię, tracisz precyzję, szybciej się męczysz, możesz się łatwiej kontuzjować. Teraz słyszę często: „Oni nawet nie potrafią dobrze przyjąć piłki”, oczywiście, że potrafią, ale są tak spięci, że tracą precyzję. Jak wytłumaczyć sobie akcję Hugo Duro i Javiego Guerry z ostatniego meczu? Ile takich okazji Hugo, którego w zeszłym sezonie cały Mestalla prosił o powołanie do reprezentacji, zmarnował w ten sposób? To ten sam zawodnik co w zeszłym roku. Ale w zeszłym roku był w odpowiednim stanie napięcia, w pozytywnym nastroju i wtedy zawsze to trafia. Zawsze. Ale ostatnio, kiedy podawał piłkę, nie trafia, bo jest zbyt spięty, bo zależy mu na sytuacji.

Czy wszystko, co działo się poza boiskiem, mogło mieć wpływ? Sytuacja z Rafą Mirem, na przykład. Oczywiście, że to miało wpływ. Jak można trenować w taki sam sposób, jeśli wydarzyły się okoliczności, które doprowadziły do tego, że kolega z drużyny, na przykład, został zatrzymany? To oczywiście wpływa na grupę, to rzeczy, które odciągają od koncentracji.

Czego piłkarze potrzebują teraz? Po pierwsze, rozmawiałem z obecnym psychologiem, Isaaciem, i pracują nad tym samym, nad czym ja bym pracował, aby było jasne – nie chodzi o porównywanie. Potrzebują spokoju, wsparcia, zaufania, impulsu. Spójrzmy na mecz u siebie – przegrali z Barceloną 1-2 i wydawało się, że kibice tego nie rozumieli, bo mówiono, że to była „najgorsza Barcelona od lat”. I zobacz, jak ta Barcelona wygrała z innymi drużynami po 5 goli. Może ta porażka nie była taka zła. W meczu z Las Palmas sytuacja wyglądała tak, że po 30 minutach powinni prowadzić trzema bramkami, a gdyby tak było, to pewnie by „latali”. Bo wszystko wychodziło. Taka aktywacja zmienia grę, Hugo Duro staje sam na sam z bramkarzem i strzela. Co więcej, w pierwszych minutach widoczna była energia, odwaga, pressing – myślałeś „nie ma szans, żeby nie wygrali”. Pepelu oddał rzut karny z wielką pewnością, uderzył w okienko, pokazał pewność siebie.

Jednak mimo to po jednej sytuacji przeciwnika zespół całkowicie się posypał. Widzisz, że tworzysz sytuacje, ale nic nie wchodzi. Zaczynasz się kurczyć, przeciwnik ma jedną okazję, wpada ci strach i zaczynasz „a co jeśli nie wygram”, zaczynasz myśleć o konsekwencjach, a nie o tym, co możesz zrobić, o realizacji planu na mecz… I nagle pojawia się strach, spinanie się, dziwny strzał, wybicie, a na przerwę schodzisz przy wyniku 1-1 po bardzo dobrej pierwszej połowie. Przychodzi druga połowa. Czego potrzebowali wtedy? Potrzebowali wsparcia, zwiększenia poziomu energii przez kibiców. Dlatego kibice nazywani są dwunastym zawodnikiem, potrzebują, aby Mestalla dopingowała bardziej niż kiedykolwiek. Bo przez te szeptania zawodnicy się spinają, bo myślą: „A jeśli zawiodę tych 40 000 ludzi, którzy przyszli nas dopingować w poniedziałek?”. Jeśli nie zależałoby im na kibicach, nie byliby aż tak zestresowani. Albo nie działyby się takie dziwne rzeczy jak u Pepelu.

„Czyli jeszcze raz. Kiedy jest źle i Mestalla zaczyna szemrać, zawodnik myśli: ‘A jeśli zawiodę tych 40 000 ludzi, którzy przyszli?’ I jest pod jeszcze większą presją, bo zależy mu na sytuacji”

Tak, to dziwne widzieć Pepelu przytłoczonego mentalnie. Mówię ci to z pierwszej ręki, Pepelu jest świetny, ma ogromny talent mentalny. Osiągnie wszystko, czego tylko chce, a nagle widzisz obrazek i chociaż popełnia błąd, nie jest on aż taki poważny, bo przeciwnik jest sprytny i wyolbrzymia sytuację. Ostatecznie wykonał ten ruch ręką. W spokojnym meczu nie robiłby tego gestu. Mówię to z pierwszej ręki – jest to facet w pełni przygotowany do bycia liderem i kapitanem razem z José.

Jak ważny może być powrót Gayi dla tej szatni? Kiedy José jest na boisku, widać, jak odważnie gra, jak radzi sobie w takich meczach, presja nie wpływa na niego na poziomie technicznym, bo jest przygotowany mentalnie i przeżył już takie sytuacje.

Ostatnio ludzie nie zrozumieli, że Rubén Baraja poprosił o większą jedność, bo na stadionie było 42 000 osób. Ale faktem jest, że po błędzie Thierry’ego pojawiły się nieśmiałe gwizdy i szemranie… I zaraz potem zawodnik stracił koncentrację, a Las Palmas zdobyło bramkę. To delikatny temat, ale ma swoje wytłumaczenie. Baraja był zawodnikiem, wie, co mogło się stać w głowie Titíego, kiedy stracił piłkę, a trybuny zaczęły szemrać i nieśmiało gwizdać… Baraja obrócił się do trybun, bo wiedział, że Tití w tym momencie potrzebował wsparcia, żeby dodało mu energii. A że ludzie szemrali i gwizdali, to wytworzyło presję, wtedy umysł nie działa tak samo, tracisz koncentrację, przestajesz pilnować swojego zawodnika… i pada gol. Jeśli po tej stracie kibice by go wsparli, to może odbudowałby się szybko… Może wtedy nie padłaby ta bramka – tego nigdy nie będziemy wiedzieli, ale obstawiałbym, że tak.

Co piłkarze mogą teraz myśleć? Myślę, że potrafią się odizolować. Po pierwsze, jesteśmy w 10. kolejce, jeśli trzeba sięgnąć dna, to lepiej w 10. kolejce, mając przed sobą tyle meczów i czas na odbudowę. Teraz Getafe, kolejny trudny mecz. Tę rozmowę miałem z Rubénem – mówił mi „słuchaj, muszą być przygotowani”, a ja mu tłumaczyłem, że są bardzo młodzi, że on miał dużo doświadczenia jako zawodnik, ale ci mają 19 lat, dopiero się przygotowują. Jak się przygotowują? Przeżywając sytuacje, popełniając błędy, analizując, co mogli zrobić… Mecz z Getafe to kolejny dzień nauki zarządzania niepokojem i teraźniejszością.

Może najlepszy przykład, jak się czują, widzieliśmy w zeszłym roku w Pucharze Króla przeciwko Celtie? Zespół grał bardzo swobodnie w lidze, ale w Pucharze ten przymus wygranej miał swoją cenę… To był najgorszy mecz na Mestalla, bez wątpienia. Dlaczego? Bo byliśmy faworytami, Puchar, pojawia się entuzjazm, obowiązek wygranej… Ale wygrana nie powinna być obowiązkiem, obowiązkiem jest dobra gra. Nie od ciebie zależy, czy strzelisz gola, rywal też trenuje. Twój obowiązek to być sobą i dać z siebie wszystko. I to, o co prosi trener – wiem, że pracują godzinami, to jest niesamowite. Ale kiedy jesteś zmuszony do wygranej… Tego dnia w szatni było czuć inny nastrój, bardziej napięty, więcej wzajemnego klepania się po ramionach, dało się to wyczuć – taka sytuacja niszczy młody umysł.

Jak zawodnicy mogą wyjść z tego mentalnego impasu? Myśląc o teraźniejszości, muszą myśleć o bodźcach z meczu, mieć „kotwice”, aby ich koncentracja była stale aktywna i żeby nie myśleć o niczym innym. Jak masz podejmować idealne decyzje w piłce na tej szybkości, jeśli twój umysł myśli o czymś innym? To zupełnie niemożliwe. Jeśli jesteś skupiony, twój umysł działa i podejmuje decyzje automatycznie. Potrzebujesz narzędzi, trenowania koncentracji, która jest mięśniem, który można trenować.

Jak się ją trenuje? Trzeba mieć jasno określone bodźce na swojej pozycji. Przykład: jesteś lewym obrońcą, ustaw sobie bodźce: linia, żeby nie zepsuć pułapki ofsajdowej, koordynacja, piłka, oczywiście, zawsze i twoja najbliższa strefa. Musisz cały czas koncentrować się na tym. Na początku trudno jest utrzymać uwagę, musisz cały czas mieć na uwadze „piłka, linia, strefa”, musisz to sobie narzucić, ale nie tylko na Mestalla, także na treningu. Bo na mecz przenosisz to, co trenujesz. Potem musisz mieć „kotwicę” – kiedy stracisz koncentrację, wyznacz sobie inny cel koncentracji, który cię ponownie połączy z teraźniejszością.

Jak bardzo wpłynął kalendarz, który mieli, z wszystkimi „topowymi” rywalami na początku sezonu? Mówią „trzeba zagrać z każdym, a potem się to wyrównuje”, przepraszam za wyrażenie, ale to bzdura. To nie to samo grać z rywalami, którzy są równorzędni, bo bądźmy realistami. Jeśli grasz z najlepszymi drużynami, ale przegrywasz albo nie wygrywasz, jak z Barceloną i Villarrealem, potem przychodzą rywale, z którymi teoretycznie powinieneś zdobyć punkty, bo jesteś lepszy, a ty jesteś już pełen niepokoju, bo potrzebujesz punktów. Jednak kiedy zaczynasz sezon, grając z rywalami, których możesz pokonać, zaczynasz dobrze, zdobywasz punkty, rośniesz, grasz swobodnie. Kalendarz ma ogromny wpływ.

Co teraz? Teraz trzeba nadal pracować, żeby kibice dopingowali, często myślimy „zagwiżdżę, żeby się obudzili i zmobilizowali” – nie, zawodnik w takim momencie potrzebuje się odprężyć, nie znam zawodnika, który chciałby popełnić błąd celowo lub wolałby przegrać niż wygrać. Tym bardziej jeśli są młodzi i przede wszystkim… są valencianistami. Są nimi tak samo jak ci na trybunach, wielu z nich przeszło przez akademię, Mosquera z młodszym bratem… Wiele z tych chłopaków w szatni to ludzie, którzy oddaliby wszystko za herb. Ale są młodzi. Potrzebują, aby kibice, kiedy popełnią błąd, ponieśli ich na skrzydłach. Żeby pojechali do Getafe, żeby byli tam… I to było widoczne, w zeszłym sezonie, popatrz na mecz z Realem Madryt – wchodziliśmy na boisko z napięciem związanym z Viniciusem, ale drużyna i kibice byli jednością… W 20. minucie prowadziliśmy 2-0. Przeciwko Barcelonie w zeszłym sezonie przeciwnik objął prowadzenie, a mimo to na koniec udało się zremisować, bo drużyna szła dalej, kibice dopingowali, nie przestawali.

Czy w zeszłym sezonie zdarzyła się sytuacja odwrotna? W której ta nadmierna presja Mestalla miała wpływ? W zeszłym sezonie przeżyłem mecz przeciwko Mallorce, który zakończył się wynikiem 0-0. W pierwszej połowie były gwizdy, pamiętam, że mówiono o tym w szatni w przerwie. Byliśmy lepsi od rywala, który doszedł do finału Pucharu Króla, co coś mówi o ich poziomie – dlaczego mamy obowiązek być miażdżąco lepsi od nich? Rywalizowaliśmy, starając się wygrać… Potrzebowaliśmy spokoju, jedności, zrozumienia. Oni nie chcą przegrać, są dobrzy i pracują. Teraz jest tak samo – gdyby kibice widzieli, że nie idą do starcia, że nie biegają… Zrozumiałbym frustrację, ale ostatnio, przeciwko Las Palmas, widać było, że chcą.

Jak ma się Baraja? Baraja jest bardzo uparty, ale w pozytywnym sensie. Przeżył wiele różnych sytuacji, nie wiem o wszystkich rzeczach, ale z presją umie sobie radzić, jest idealnym kandydatem do zarządzania tym. Jest bardziej valencianistą niż ktokolwiek inny, często mówił zawodnikom o herbie, o tym, co oznacza noszenie koszulki Valencii. Jest teraz w złym stanie, bo jest valencianistą, ale doskonale wie, co jest potrzebne, co musi wpoić wszystkim.

Zadam ostatnie pytanie – skoro ma tak dobre wspomnienia, dlaczego odszedł z Valencii? Mam małą córeczkę, trzeba mieć priorytety, mam dwie małe córki, moja żona nie może zmienić pracy, a wczoraj moja córeczka skończyła 11 miesięcy. Urodziła się, kiedy graliśmy na Bernabéu. Zeszły sezon był szaleństwem – kiedy miałem wolne, wracałem do Burgos, podróże, nieprzespane noce… Bardzo ciężko było mi odejść, cały czerwiec biłem się z myślami, czy zostać, czy odejść, ale priorytety są priorytetami. Mam tutaj firmę w Burgos, prowadzę prywatne konsultacje dla sportowców i jestem otwarty na wszystko, także na każdy projekt, który pojawi się blisko mojej rodziny.