Zimny prysznic dla Valencii (0-0)

  • To ważny remis dla Mallorki, ale zupełnie niewystarczający dla Valencii, która nie może sobie pozwolić na wpadkę na Mestalla, jeśli chce dalej aspirować do „top7”.

Na Mestalla, dopingowani przez swoich ludzi, po przerwie na złapanie oddechu, przeciwko przeciwnikowi, który nieuchronnie spogląda w przyszłość na finał Pucharu… To była złota okazja, by zrobić kolejny gigantyczny krok w kierunku europejskiego snu, ale Valencii brakowało świeżości, precyzji, a momentami nawet nastawienia. Niewystarczający punkt, który nie eliminuje podopiecznych Barajy z europejskiej walki, ale przechyla szalę jeszcze bardziej w stronę konkurencji na 10 meczów przed końcem.

Zaledwie kilka minut wystarczyło, by zdać sobie sprawę, że nerwy obu stron były aż nadto obecne na Mestalla. Valencia była zdenerwowana, ponieważ do końca rozgrywek pozostało coraz mniej spotkań, a możliwość zakwalifikowania się do Europy jest realna, choć margines błędu jest minimalny. Mallorca z kolei dlatego, że za tydzień zmierzy się w historycznym finale Copa del Rey, któremu trudno nie poświęcić wszystkich pięciu zmysłów. I z tymi składnikami aklimatyzującymi napięty scenariusz, „blanquinegros” i „bermellones” wyszli na boisko dotknięci niedokładnością i brakiem pomysłów, które nękały pierwszą część meczu. Sprawy nie układały się dobrze po stronie zespołu prowadzonego przez Baraję, gdyż w 15. minucie doznał kontuzji mięśniowej Yaremchuk i musiał poprosić o zmianę.

Zegar tykał, a Valencia nie wykazywała żadnych oznak życia. Nie było to w żadnym wypadku oblężenie, ale podopieczni Aguirre nieśmiało ostrzegali dziwnymi dośrodkowaniami z boku, jedną z ich najcenniejszych broni, oraz strzałami z daleka. W każdym razie Mamardaszwili nie musiał się wysilać. W 30. minucie nastąpił najciekawszy fragment pierwszej połowy. Nieszablonowy ruch ze strony Valencii zakończył się strzałem Hugo Duro, który trafił w klatkę piersiową Omara Mascarella. Ortiz Arias, w niezrozumiały sposób, wskazał na 11 metr, który później został skorygowany przez VAR. Byłaby to nagroda, na którą podopieczni Barajy nie zasłużyli.

Zmiana nastawienia w drugiej połowie

Besztanie piłkarzy przez Rubéna Baraję w połowie meczu musiało być jednym z tych przerażających, bo druga połowa rozpoczęła się od zupełnie innej strony Valencii niż pierwsza i bardziej przypominała to, co pokazywali przez cały sezon na Mestalla. Szybkość, improwizacja, wertykalność… zespół był zupełnie inny niż przez pierwsze 45 minut i szybko znalazł się przed dwoma bardzo klarownymi szansami na otwarcie wyniku. Najpierw Hugo Duro dośrodkował zbyt daleko po dobrym wewnętrznym podaniu od Frana Péreza. To było tylko ostrzeżenie, ponieważ najbardziej klarowna szansa, wręcz niewybaczalna, pojawiła się w 48. minucie. Greif zaprezentował się w LaLiga (zrobił to już w Copa) majestatyczną obroną strzału Pepelu. Odbita piłka padła łupem Petera Federico, który uznał ją za zbyt dobrą, by mogła być prawdziwa. Tłum na Mestalla już podnosił się z miejsc, aby świętować gola, ale młody piłkarz, sam i bez asysty bramkarza, strzelił szeroko. To był mrożący krew w żyłach moment dla drużyny i dla młodzieńca, który potrzebuje gola, by dodać sobie otuchy.

Niedowierzanie z powodu błędu zdawało się wpływać na drużynę, która nieco zaprzestała swoich zapędów, a nawet dała początek podejściom ze strony Mallorki, która przypomniała sobie, że wciąż może postraszyć Nietoperzy pod postacią Muriqiego, Abdona Pratsa i spółki. Druga połowa zaczęła przypominać pierwszą, a bramkarze po raz kolejny byli znudzeni niezdolnością obu drużyn do stworzenia zagrożenia. Jeśli pojawiały się jakieś szanse, to były one odosobnione, choć w jednej z nich Valencia była bliska objęcia prowadzenia. Ponownie był to Hugo Duro, który główkował po świetnym dośrodkowaniu innego Hugo, Guillamóna. Napastnik będzie jednak nadal śnił w koszmarze o Greifie, który pokazał, że jest gotowy na finał pucharu.

Wraz z upływem czasu mecz wygasł, ale nie bez kilku nieśmiałych ostrzeżeń zarówno ze strony Valencii, jak i Mallorki, ale bez większego znaczenia. Po końcowym gwizdku na boisku i trybunach Mestalla zapanowało rozczarowanie. Kibice zobaczyli jak zimny prysznic spływa na ich herosów w wyścigu o zakończenie sezonu na miejscach gwarantujących udział w europejskich rozgrywkach.