Żółta Łódź Podwodna zatapia Valencię (0-2)
- Mimo bardzo dobrej pierwszej połowy w wykonaniu zespołu Carlosa Corberána, Villarreal objął prowadzenie po kontrowersyjnym rzucie karnym podyktowanym za faul Copete na Gerardzie Moreno.
- W drugiej części meczu Santi Comesaña przypieczętował zwycięstwo, pogrążając Mestallę w ciszy i frustracji. Trybuny, prowadzone przez Curvę Nord, znów skierowały gniew bardziej przeciwko piłkarzom niż właścicielom klubu.
To, co dzieje się z Valencią, zaczyna napawać strachem. Zespół gra coraz mniej, a gdy już coś pokazuje – los odwraca się od niego. Jakby spoczywała nad nim klątwa. Po tym, jak drużyna potrafiła odebrać Villarrealowi inicjatywę, a nawet stworzyć lepsze sytuacje, sporna decyzja sędziego przekreśliła cały wysiłek. Alberola Rojas po konsultacji z VAR-em podyktował rzut karny kontrowersyjną rękę José Copete w polu karnym.
Napastnik, rozgrywający swój trzy setny mecz w barwach Villarreal, oszukał Julena Agirrezabalę i trafił na 0:1 (45. minuta).
Valencia, która chciała udowodnić, że jeszcze żyje
Zespół Corberána wyszedł na boisko z determinacją, chcąc zmazać fatalne wrażenie po ostatnich tygodniach i uciszyć krytyków, którzy coraz częściej wskazują winnych wśród zawodników.
Z pasją, walecznością i ogromną intensywnością „Nietoperze” dominowały fizycznie, nadrabiając sercem to, czego brakowało w jakości.
Zepchnięci na własną połowę, gryźli przeciwnika i czekali na okazję, której piłkarze Marcelino nie potrafili znaleźć. Villarreal, zmęczony po meczu Ligi Mistrzów z City, wyglądał ociężale, choć nawet wtedy potrafił atakować z jadem, którego Valencii brakowało. Pape Gueye zmusił Agirrezabalę do fantastycznej interwencji, ratującej przed utratą gola.
Z czasem Valencia zaczęła przenosić grę pod pole karne Luiza Júniora, głównie za sprawą aktywnego Javiego Guerry, choć wciąż marnowała stałe fragmenty gry. Pepelu zmarnował dwie świetne okazje z wolnych, które mogły otworzyć wynik.
Kiedy Valencia grała najlepiej…
W 37. minucie Rioja, Guerra i Pepelu mieli potrójną szansę – najpierw obronił bramkarz, potem defensorzy. Chwilę później Thierry Rendall dograł piłkę do Guerry, którego strzał minimalnie minął słupek.
Właśnie wtedy Valencia zaczęła gasnąć – zabita kontrowersyjnym karnym, który Gerard Moreno zamienił na gola.
Mestalla zawyła z oburzenia, a sędzia i zawodnicy zeszli do szatni w atmosferze gwizdów. Po przerwie nastało zaskoczenie – Lucas Beltrán, aktywny i ruchliwy w swoim pierwszym występie w podstawowym składzie, został zastąpiony przez Hugo Duro. Wpływ tej decyzji na przebieg gry był zerowy. Dopiero później Corberán wyjaśnił, że Argentyńczyk opuścił boisko z powodu urazu.
Wyrok w drugiej połowie
Po pierwszej części pełnej biegania i presji siły Valencii się skończyły, a „Żółta Łódź Podwodna” wynurzyła się na powierzchnię.
W 57. minucie Mikautadze oddał potężny strzał, który Agirrezabala zdołał jeszcze odbić, lecz Comesaña dopadł do piłki i podwyższył na 0:2.
Zdezorientowana obrona, brak reakcji, wściekłość bramkarza – to był moment, w którym mecz praktycznie się skończył.
Mestalla pogrążyła się w rozpaczy. Curva Nord po raz kolejny skierowała gniew ku piłkarzom, zamiast ku zarządowi. W innych sektorach panowała cisza, przerywana tylko okrzykami „Peter, vete ya”.
Zaledwie pojedyncze głosy krytyki dotyczyły Rona Gourlaya, Javiera Solísa czy Miguela Corony, zarządzających klubem w imieniu nieobecnego właściciela.
Mestalla – wspomnienie dawnych chwał
Villarreal kontrolował końcówkę meczu, choć Arnaut Danjuma mógł przywrócić nadzieję. Júnior popisał się jednak kapitalnym refleksem, zatrzymując strzał Holendra.
Dziesięć minut później nadszedł moment nostalgii – Dani Parejo, były kapitan Valencii, wszedł na murawę wśród owacji. Kibice przyjęli go jak bohatera – symbolem szczęśliwszych czasów i zdobycia Pucharu Króla na stulecie klubu.
Valencia nie ma dziś przyszłości, jedynie wspomnienia przeszłości. Kolejne zmiany – Raba, Santamaría – nic nie wniosły, poza gwizdami dla Thierry’ego i Pepelu.
Koniec meczu – przeprosiny i gorycz
Na dziesięć minut przed końcem wielu kibiców zaczęło opuszczać stadion. Po końcowym gwizdku piłkarze podeszli pod Curvę Nord, by przeprosić, lecz zostali wygwizdani.
Po dziesięciu kolejkach Valencia ma zaledwie dziewięć punktów i grozi jej wpadnięcie w strefę spadkową, w zależności od wyników Mallorki, Levante i Celty. Kolejny mecz – 1 listopada na Santiago Bernabéu.
Villarreal natomiast jest trzeci w tabeli, z ponad dwukrotnie większym dorobkiem punktowym, pewny w strefie Ligi Mistrzów, pod wodzą Marcelino – człowieka, którego zwolnienie zapoczątkowało klątwę duszącą dziś Valencię.
Trenera, którego – podobnie jak Parejo – Mestalla znów nagrodziła owacją.
Jest źle.
Sytuacja podobna do tej z Barają.
Jesteśmy w niemal identycznej sytuacji. Przyszedł Baraja, gdy drużyna była w kryzysie, wyciągnął nas, zagrał świetne 3/4 sezonu, by na końcu zaliczyć serię porażek ciągnącą się do kolejnego sezonu, z której już nie potrafił wyjść. Corberan przyszedł i zrobił to w identycznym stylu. Wpierw nas wyciągnął, a teraz nie potrafi wyjść z kryzysu. Czyli co? Co kryzys zmieniamy trenerów?^^
Co to był za mecz, nie zapomnę go nigdy 😀
Klin (Mamardashvili, Mosquera, Barrenechea) drużyny zostaw wyrwany i zastąpiony trocinami.
Nowe nabytki nic nie wnoszą do drużyny. Jedynie Danjuma ogarnia.
Niestety szczęście nie było po naszej stronie w tym meczu.
Nic nie chciało wpaść, a czasami niewiele brakowało.
A oni fuksem dostali karnego i potem jak zwykle potoczyło się w dół 🙁