Baraja-Vicente Moreno: od nich wszystko się zaczęło

  • Byli to dwaj kandydaci przedstawieni przez Coronę na spotkaniu z Peterem Limem w lutym w Singapurze.

Rubén Baraja i Vicente Moreno staną naprzeciwko siebie na trybunach Power Horse Stadium w ten sobotni wieczór. Jeden jako trener Valencii, drugi jako trener Almerii. Będzie to pierwszy pojedynek na boisku. Nie w biurach. Obaj byli finalistami „castingu” trenerów, który Valencia przeprowadziła w połowie lutego, by zastąpić Voro i uchronić zespół przed spadkiem do drugiej ligi. Wybór padł na Pipo. To, co mogło być początkiem nowej „ery Vicente Moreno” skończyło się tym, co znamy dziś, pół roku później, jako Valencię Barajy. Od tej decyzji wszystko się zaczęło.

30 stycznia 2023 roku. Gennaro Gattuso opuszcza Valencię po długim spotkaniu z prezydentem Layhoon Chan, w którym zakomunikował, że nie chce kontynuować kariery po burzliwym zimowym okienku transferowym. Voro przejmuje drużynę po raz ósmy. Tym razem „do końca sezonu”. Tak powiedział mu klub, mając przed sobą całą drugą połowę sezonu. To była lekceważąca decyzja, która się nie utrzymała. Trzy mecze, trzy porażki. Jeszcze przed porażką z Athletikiem klub desperacko poszukiwał trenera. Valencia, w drodze do drugiej ligi, zajmowała przedostatnie miejsce i potrzebowała rozwiązania.

Ówczesny dyrektor techniczny Miguel Ángel Corona przedstawił dwa nazwiska: Vicente Moreno i Rubén Baraja. Oba profile pasowały do siebie. Predyspozycje obu były podobne. Każdy z nich miał oczywiście swoje wady i zalety. Vicente Moreno zaczynał jako faworyt, ale jego podpisanie było trudniejsze. Po pierwsze dlatego, że szukał stabilnego projektu i prosił o długi kontrakt: do końca sezonu plus dwa kolejne. Po drugie dlatego, że miał ważny kontrakt z Al Shabbab z Arabii Saudyjskiej do czerwca, choć jego agenci rozumieli, że nie będzie problemu z natychmiastowym zwolnieniem go, ponieważ nie miał klauzuli karnej. Jego wielkim atutem było doświadczenie zdobyte w pierwszej lidze (74 mecze) w Mallorce i Espanyolu.

Inną opcją był Baraja. Był łatwiejszy i tańszy do podpisania. Nie miał drużyny, mieszkał w mieście i był skłonny podpisać kontrakt tylko do czerwca. Na jego korzyść przemawiała znajomość klubu i środowiska. Na jego niekorzyść – brak doświadczenia w pierwszej lidze (młodzieżowe drużyny Valencii, Saragossy, Teneryfy, Sportingu, Rayo Vallecano i Elche). Pomagał mu również ciężar historii i umiejętność bycia punktem odniesienia w szatni oraz łączenia kibiców z drużyną. I tak też się stało.

Corona i dyrektor korporacyjny Javier Solís udali się do Singapuru bez Layhoon na spotkanie z Peterem Limem 12 lutego z nazwiskami Vicente Moreno i Barajy w walizkach. Byli oni faworytami Valencii, ale ostateczny głos należał jak zawsze do Petera Lima. Maksymalny udziałowiec opowiedział się za opcją Nuno Espírito Santo, ówczesnego trenera Al Ittihad. Problem z powrotem Portugalczyka polegał na tym, że Valencia musiała zapłacić wysoką klauzulę odejścia, wynoszącą około 5 mln. Dwa dni później, 14 lutego, zapadła ostateczna decyzja. Wybór padł na Baraję. Udogodnienia związane z jego pozyskaniem przechyliły szalę. Rozpoczęła się „era Pipo”.

Vicente Moreno ze swojej strony zakończył kontrakt z Al-Shabab (podpisał umowę na jeden sezon), odrzucił oferty z krajów bliskich Arabii Saudyjskiej i wybrał hiszpańską opcję Almerii, podpisując umowę na jeden sezon z opcją opcjonalną w zależności od wyników. W tej chwili są one negatywne. Jego drużyna jest na dnie z jednym punktem na piętnaście. Los chciał, że jutrzejsza porażka może oznaczać jego zwolnienie z Almerii. Pytanie brzmi: jak poradziłby sobie w Valencii? Nie da się tego przewidzieć. Jedynym faktem jest to, że pod wodzą Barajy, na szczęście dla klubu i kibiców, drużyna radzi sobie całkiem nieźle.