Ambicja Barajy zderza się z rzeczywistością

  • Pragnienie rozwoju zderza się z dezinwestycją Lima. To nie pierwszy raz, kiedy Baraja wysyła wiadomości na temat projektu.
  • Trener czuje, że zbudował fundamenty na przyszłość i chce, aby klub robił kroki do przodu, a nie do tyłu.

Rubén Baraja chce się rozwijać, a Peter Lim dociska śrubę w Valencii z każdą podjętą decyzją. To dwa różne sposoby patrzenia na klub i niebezpieczny scenariusz, jaki stoi przed klubem z Mestalla w obliczu nowego rynku transferowego i przyszłości trenera z jeszcze tylko jednym sezonem w kontrakcie: do 30 czerwca 2025 roku. Ambicje, wymagania i chęć budowania lepszej Valencii przez Pipo zderzają się z lenistwem, konformizmem i brakiem inwestycji ze strony właściciela. I to jest niemal wyrok śmierci, ponieważ ta minimalna Valencia nie może sobie pozwolić na utratę Barajy: ojca tego młodego pokolenia piłkarzy i jedynego płonącego gwoździa, którego trzyma się Mestalla, aby przetrwać zarządzanie Lima.

Baraja jest podekscytowany, ponieważ „zbudował coś nowego i innego z młodzieżą„, ale jednocześnie martwi się, ponieważ cała ta praca w procesie szkolenia zawodników może przełożyć się na sprzedaż i utratę bazy, która mogłaby zabezpieczyć sportową przyszłość klubu w nadchodzących latach. Takie przesłanie wystosował w czwartek w San Sebastian zaraz po utracie wszystkich matematycznych opcji walki o europejskie miejsca. El Pipo stanął po stronie „Valencianistas”, którzy „aspirują do najwyższych pozycji” i „znają” Valencię, a z realistycznego dyskursu jasno wynika, że jego pragnieniem jest, aby klub robił kroki naprzód, a nie cofał się wraz z dekapitalizacją zespołu. Trener jest podekscytowany „nową i inną z młodzieżą” bazą teraźniejszości i przyszłości, którą zbudował i w głębi duszy wie, że jego pragnienie rozwoju koliduje z dezinwestycją Lima. I to jest główny problem, biorąc pod uwagę, że zmierzamy w kierunku nowego rynku transferowego, a odnowienie trenera wisi w powietrzu.

Tym razem, nie mając nic do stracenia i wykazując się szczerością, trener nie przebierał w słowach w swoim pomeczowym wystąpieniu, sprowadzając na ziemię i przypominając o smutnej rzeczywistości ekonomicznej Valencii. Jego porównanie między tym, czym chciałby, aby projekt był („Ferrari”), a tym, czym jest („Skoda”) jest już częścią historii klubu. „W tym sezonie cel został osiągnięty z czasem i w jakiś sposób po drodze zbudowano coś nowego i innego z młodzieżą, budując zespół… Ci z nas, którzy mają ambicje, znają Valencię i są Valencianistas chcą, aby Valencia była na czołowych pozycjach. Będzie to zależało od budżetu i tego, o czym mówimy na przyszłość. To jest to, co wyznacza cię na co dzień. Mogę chcieć Ferrari, ale jeśli mam Skodę… różnica ekonomiczna jest tym, co wyznacza cele” – powiedział. To nie przypadek, że zaledwie dzień wcześniej przyznał, że zazdrości projektowi Realu. Tego samego dnia, w którym Peter Lim rozgrywał swój piąty z rzędu sezon bez Europy, Donostarras po raz pierwszy w swojej historii zakwalifikowali się do europejskich rozgrywek piąty rok z rzędu. Kontrast dynamiki, który po raz kolejny podkreśla zarządzanie Singapurem.

To nie pierwszy raz, kiedy Pipo rzuca „lotkami” w Meriton w kontekście projektu. Trener wysyłał wiadomości do właściciela w styczniu w swojej rundzie wywiadów z krajowymi mediami. „Właściciel musi być w tej samej linii i z tymi samymi ambicjami: chcieć poprawić drużynę, chcieć rozwijać się z każdym sezonem i aby Valencia znów była wśród najlepszych. Trzeba żyć tym procesem, iść krok po kroku i pokonywać kolejne etapy. Lubię myśleć z rozmachem, że przybyłem tutaj, aby przywrócić Valencię na pozycje, na które zasługuje” – powiedział w programie Movistar+ „El Tercer Tiempo”. Jeśli chodzi o rynek, Pipo dał również jasno do zrozumienia w „La Pizarra de Quintana” Radia Marca, że „dobry projekt nie polega na podpisywaniu kontraktów, ale na tym, by nie dekapitalizować zespołu„. Podobnie wypowiedział się na temat swojej przyszłości w programie Cadena Ser „El Larguero”: „Jestem otwarty na rozmowę o mojej przyszłości z Valencią, jeśli ambicje klubu są zgodne z moimi„. Jego ocena na konferencji prasowej dotyczącej zimowego okienka transferowego była dosadna: „W Valencii aspekt ekonomiczny jest ważniejszy od sportowego„.

Inne metafory trenerów w Valencii

Fraza o Ferrari i Skodzie jest ostatnią Barajy i wszystkich trenerów, którzy w ostatnich latach żyli z Peterem Limem. Lista zaczyna być żenująca ze względu na wizerunek, jaki oferuje światu Valencia. „Cuda do Lourdes” czy „Nie jestem właścicielem” – mówił znużony rynkiem José Bordalás. Metaforę kraba zakończył Marcelino García Toral: „Jestem pewien, że tylko kraby biegają do tyłu lub na boki„. Cesare Prandelli na pożegnanie wydał wyrok: „Valencią zarządzają ludzie liczb, a futbol potrzebuje pasji„. Javi Gracia również wybuchł na temat swojej sfrustrowanej próby pomocy na rynku. „Byłem osobiście zaangażowany w ułatwienie kilku przyjazdów i w tej chwili jestem nieco rozczarowany„. Nawet Gennaro Gattuso wskazał na swojego „przyjaciela” z małymi ustami: „Peter Lim mnie nie oszukał… ale żadne podpisy nie dotarły” – powiedział. To niekończąca się historia. Niestety dla Valencii, z Peterem Limem zawsze jest tak samo. I Baraja o tym wie.

0 0 głosy
Article Rating
1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Informacje zwrotne Inline
Wyświetl wszystkie komentarze
LimaK
LimaK
28 dni temu

Od lat wiadomo, że póki właścicielem jest Lim, nie ma co liczyć na transfery, które wzmocnią drużynę.
Strach pomyśleć ilu piłkarzy klub sprzeda i jak będzie wyglądać kadra w następnym sezonie.