Sezon dobiega końca (0-0)

  • Valencia zremisowała 0-0 z Rayo Vallecano, a ich czwarty mecz ze stratą punktów z rzędu na Mestalla praktycznie pogrzebała szanse drużyny na awans do Europy.

Pożegnanie z europejskimi marzeniami. Valencii zdecydowanie zabrakło pary w decydującej części sezonu i zaliczyła kolejne potknięcie u siebie, które definitywnie eliminuje ich z wyścigu o “top 7”. Drużynie ponownie zabrakło ciągłości w ataku i stwarzała zagrożenie jedynie w przerwach za sprawą walecznego Petera Federico. Yaremchuk mógł być bohaterem, ale spudłował w doskonałej sytuacji. Na własnym terenie Mamardashvili powrócił do jedenastki: od czasu do czasu ratując swój zespół.

Mestalla lubi mecze żywiołowe, z tempem, a przede wszystkim z odważną i waleczną Valencią na połowie przeciwnika, ale nie do końca taki obraz swojej drużyny zastała w ostatnich meczach. Przeciwko Rayo Vallecano, Valencia po raz kolejny walczyła o znalezienie odpowiedniego rytmu i ostrości w ataku. Początkowe minuty w wykonaniu obu drużyn flirtowały z przyjętymi granicami ostrożności, a podejścia pod pole karne rzucały się w oczy. Odbity strzał Petera Federico z krawędzi boiska był jedyną szansą. Pod koniec pierwszej połowy gra zaczęła się ożywiać, choć to Rayo Vallecano jako pierwsze miało przewagę i prawie świętowali bramkę Álvaro Garcíi, ale jego strzał po świetnej akcji z Óscarem Trejo na centymetry minął bramkę. Ta akcja wywołała burzę wśród kibiców na Mestalla, niezadowolonych z gry i postawy drużyny, która nie sprawiała kłopotów Dimitriewskiemu. To nie wystarczyło, by obudzić Valencię i w rzeczywistości to Rayo ostrzegło ponownie, tym razem jeszcze groźniejszą akcją, ale Mamardashvili otrzymał pierwsze “dziękuję” od kolegów z drużyny, gdy wybronił groźny strzał Camello w środku pola. Gruzin powrócił do jedenastki w wielkim stylu, ratując swój zespół tak, jak robił to już wiele razy w tym sezonie.

Ta świetna akcja Giorgiego sprawiła, że drużyna wróciła nieco na prowadzenie. Nie w formie oblężenia, było daleko od tego, ale przynajmniej otrząsnęli się z chwilowej dominacji przyjezdnych i mieli kilka swoich szans. I wszystkie miały tego samego bohatera: Petera Federico. Młody skrzydłowy przejął inicjatywę w ataku i miał dwie dobre okazje do zdobycia bramki. Pierwszą z nich stworzył sam, wykonując dobry indywidualny ruch, w którym zostawił obrońcę gości siedzącego w środku pola, ale jego strzał trafił prosto w ręce bramkarza. Cztery minuty później, po podaniu od Canósa, próbował szczęścia z krawędzi boiska, ale wynik był taki sam. Dzięki niewielkiej poprawie nastrojów piłkarze udali się do szatni z wynikiem 0-0.

Niewybaczalny błąd

Druga połowa rozpoczęła się według podobnego scenariusza, z Valencią niezdolną do ciągłej dominacji. Świadomy problemów drużyny z generowaniem szans, Pipo przesunął ławkę rezerwowych i wprowadził Yaremchuka, by zyskać centymetry w strefie przeciwnika. I nie minęła minuta, a Ukrainiec stałby się bohaterem akcji, którą Valencia generowała dryblingami i tego rodzaju szansami, których nie można przegapić. Thierry po świetnym rajdzie wywalczył sobie miejsce tuż przy linii końcowej i podał mierzoną piłkę na skraj pola karnego do Romana Yaremchuka. Ukrainiec mając niemalże pustą bramkę spudłował i chyba nawet on nie ma pojęcia jak tego dokonał. Był to niewybaczalny błąd, który najprawdopodobniej będzie kosztował Nietoperzy brakiem udziału w europejskich pucharach w przyszłym sezonie.

Wyglądało na to, że Valencia odżywa i dwie minuty później Hugo Duro próbował swoje szczęścia, ale jego strzał głową był niecelny. Po raz drugi w meczu dobra passa drużyny nie została kontynuowana i Rayo przestało cierpieć.

W drodze do finału Valencia znów miała Mamardashviliemu za co dziękować, który ponownie był ogromny, najpierw ratując sytuację jeden na jeden z Álvaro Garcíą, a następnie wstając na czas, by oddalić zagrożenie spod własnej bramki. Mecz zamierał, a gra toczyła się tak, jakby obu drużynom wystarczał remis, choć po stronie Barajy nie było z niego żadnego pożytku. Żadnych klarownych szans, poza główką Yaremczuka, i żadnych kroków do przodu w poszukiwaniu cudownego gola, który pozwoliłby piłkarzom utrzymać się w sferze marzeń. Zmiany nie dodały drużynie skrzydeł, a wszystkie podejścia ginęły w rękach Dimitrievskiego lub na linii końcowej.

Mecz zakończył się bezbramkowym remisem. Remisem, który był czwartym meczem z rzędu bez zwycięstwa (w tym aż trzy porażki) na Mestalla. Tym samym kończy się fantastyczny sezon dla Barajy i jego młodych chłopaków, którzy mimo świetnych wyników drogo zapłacili za złe zarządzanie składem przez Meriton.

0 0 głosy
Article Rating
2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Informacje zwrotne Inline
Wyświetl wszystkie komentarze
LimaK
LimaK
1 rok temu

Patrząc na kadrę, Baraja i tak robi świetną robotę.
Pozostaje mieć nadzieję, że Lim jakiś cudem zechce sprzedać Valencię.

Staste
Staste
1 rok temu

Strasznie się zacięliśmy. Nic nie strzelamy. To normalne więc, że zjeżdżamy w dół.