Pięć „finałów” i niepewny cel

- Do zdobycia pozostało tylko 15 punktów – aby marzyć o Europie, Valencia musi być niemal doskonała, choć najpierw powinna matematycznie przypieczętować utrzymanie, czyli priorytet numer jeden.
Sezon 2024/25 wkracza w decydującą fazę, a Valencia CF staje przed ostatnimi pięcioma kolejkami LaLigi z niejasnym horyzontem. Na górze tabeli, pięć „oczek” powyżej 39 punktów zgromadzonych przez ekipę Carlosa Corberána, czai się ósme miejsce, które – dzięki świetnym występom hiszpańskich klubów w europejskich pucharach – daje w tym roku przepustkę do Ligi Konferencji. Na dole zaś, siedem punktów wstecz, groźnie spogląda UD Las Palmas, pierwsza drużyna w strefie spadkowej i zarazem najbliższy ligowy rywal „Nietoperzy”. Niezależnie od tego, czy szatnia zdecyduje się celować w Europę, czy w pełni skupić na utrzymaniu, przed nią pięć „finałów” – a kibice mają prawo oczekiwać walki do ostatniej kropli potu.
Matematyka marzeń
Do zdobycia zostało 15 punktów, co sugeruje, że jeśli zespół ma bić się o cokolwiek, to właśnie o puchary. Legendarna bariera 40 punktów – symboliczna dla utrzymania – jest praktycznie na wyciągnięcie ręki, a przewaga nad strefą spadkową wygląda bezpiecznie, chyba że nastąpi katastrofa. Walka o „top 8” nie jest jednak łatwa: Valencia musi odrobić pięć punktów do Osasuny (obecnie ósmej) i jednocześnie prześcignąć aż pięć kolejnych ekip – Mallorcę, Real Sociedad, Rayo Vallecano, Getafe i Espanyol – w zaledwie pięciu meczach. To niemal cud.
Dobra runda rewanżowa sprawia jednak, że kibice wierzą w piłkarzy, którzy nie zamierzają składać broni. Ostatnie dwa spotkania – mimo potknięcia z Espanyolem na Mestalla – pokazały odważną drużynę, pragnącą dominować i wciąż śniącą o Europie, choć na zewnątrz przekaz brzmi bardziej zachowawczo. Jasne jest jedno: na kalkulatorze Valencia nie będzie się liczyć w wyścigu do Europy, jeśli nie przekroczy 50 punktów. To oznacza, że musi zdobyć co najmniej 11 z 15 możliwych, czyli niemal komplet.
Finiszowy harmonogram
- Las Palmas (wyjazd) – triumf na Gran Canarii ostatecznie rozwiałby widmo spadku: dałby 42 punkty i pokonał bezpośrednie zagrożenie.
- Getafe (dom) – rywal marzący o pucharach; jeśli istnieje cień szansy na „top 8”, zaczyna się od kompletu punktów w domu.
- Alavés (wyjazd) – Mendizorrotza i gospodarz walczący o życie; zapowiada się mecz o wysokim napięciu.
- Athletic (dom) – zespół pewnie zmierzający ku czwartej lokacie; możliwe, że przyjedzie już bez presji wyniku.
- Betis (wyjazd) – Benito Villamarín i ekipa tocząca bój z Villarrealem o Ligę Mistrzów; jeśli „Verdiblancos” rozstrzygną losy tabeli wcześniej, może to ułatwić misję Valencii.
Scenariusz jest skrajnie wymagający i wymusza na drużynie Corberána futbol bliski perfekcji, ale dopóki piłka w grze – sen trwa.
Fajnie gdyby Valencia wróciła do gry w europejskich pucharach, ale obawiam się, że z tym właścicielem, może okazać się to zbyt ryzykowne.
Jakoś ciężko mi sobie wyobrazić, że nagle Lim sprowadzi kilku ciekawych zawodników, którzy nie tylko poszerzą kadrę, ale ją wzmocnią.
Chyba, że Lim jednak sprzeda klub, co byłoby najlepszym rozwiązaniem.
Fajnie gdyby Valencia wróciła do gry w europejskich pucharach, ale obawiam się, że z tym właścicielem, może okazać się to zbyt ryzykowne.
Jakoś ciężko mi sobie wyobrazić, że nagle Lim sprowadzi kilku ciekawych zawodników, którzy nie tylko poszerzą kadrę, ale ją wzmocnią.
Chyba, że Lim jednak sprzeda klub, co byłoby najlepszym rozwiązaniem.
Powrót do Europy jest w tym roku nierealny.
Gdybyśmy zaczęli wcześniej punktować to owszem, ale teraz to jednak za późno.
Trudno, trzeba budować coraz silniejszą ekipę.
Jeśli zostanie Corberan to jestem spokojny o progres.
Szkoda, że Valencia jest słabiutka, bo aktualnie wiele ekip cieniuje.