„Gdzie są transfery?” — pytają kibice
- Trofeo Naranja było doskonałą migawką smutnej obecnej sytuacji Valencii CF. Był to poważny cios od rzeczywistości, który pokazuje, że skład jest daleki od tego, co jest wymagane w LaLiga.
Na Mestalla zgodnie pytano: „Gdzie są transfery? To idealne podsumowanie Trofeo Naranja, które w sobotę nie było fiestą kibiców Los Che, jak to zwykle bywa. Valencia po wygraniu wszystkich poprzednich meczów przedsezonowych przeciwko słabszym rywalom musiałą tym razem zmierzyć się z Aston Villą, która dostarczyła poważnego sprawdzianu, który wypadł co najmniej blado. Drużyna Unaia Emery’ego, występująca w europejskich rozgrywkach, pokazała braki w składzie, który na kilka dni przed meczem na Sánchez Pizjuán woła o wzmocnienia.
Jedynie nową twarzą był Pepelu, który rozpoczął mecz w wyjściowej jedenastce, aby mógł się zaprezentować kibocom. 90 minut rozegranych na Mestalla było doskonałą migawką tego, jak obecnie wygląda Valencia CF. Piłkarze chcą, ale brakuje im umiejętności. W starciach z rywalami dobrze było widać rosnące poczucie ogromnej bezsilności, które w szczególności reprezentowali Gabriel Paulista i Hugo Duro. To była czysta, sportowa złość na to, co nie działo się na boisku, wyładowywana była na McGinnie, Ezri Konsie czy kimkolwiek, kto brał udział w zabawie.
Valencii nie brakowało nastawienia, ani chęci do rozegrania dobrego meczu, ale smutna rzeczywistość jest taka, że nie ma narzędzi, aby tego dokonać. Odzwierciedlała to wyjściowa jedenastka, pełna bardzo młodych nazwisk, rodzimych zawodników, a nawet piłkarzy, którzy jeszcze niedawno jedną nogą byli poza klubem. Tak jest chociażby w przypadku Frana Péreza, który miał w tym sezonie grać na wypożyczeniu w Elche, ale nie może spakować walizek, dopóki pozostaje jednym z czterech ofensywnych graczy, którzy liczą się dla trenera.
Bezsilność była aż nadto widoczna, gdy pierwszymi zmianami Pipo byli Hugo González i Pablo Gozálbez, dwaj canteranos, którzy grają w Segunda Federación z Valencia Mestalla. Później swoje minuty zaliczyli także Martín Tejón, Gurendal i César Tárrega, czyli „chłopcy” Angulo. Kibice, którzy przyszli zobaczyć swoją drużyną na Mestalla eksplodowali wzywając do wzmocnień, świadomi, że z obecnym składem sezon może trwać wiecznie i to nie w pozytywnych barwach.
Już się spóźnili
Jednak prawda jest okrutna — niemożliwe jest przybycie na czas nowych piłkarzy. Próby dobiegły końca i następnym razem, gdy Valencia założy wyjściowe koszulki, stawką będą pierwsze trzy ligowe punkty przeciwko Sevilli. Na tak imponującym obiekcie jak Sánchez Pizjuán, Baraja wyjdzie z bronią, którą dysponował wczoraj. Nie więcej i nie mniej. A biorąc pod uwagę stawkę rywalizacji, dopóki trwa sierpień, jest czas na przybycie wzmocnień. Amallah powinien być drugi (po Pepelu), a Canós, w normalnych warunkach, nie powinien dłużej zwlekać. Z dwóch powodów: z desperackiej potrzeby nowych twarzy na skrzydłach i dlatego, że Brentford żąda wręcz śmiesznej ceny za jego odejście — 500 000€. Następnie brakuje typowej „9”. W tej chwili, po długoterminowej kontuzji Alberto Marí, jest tylko Hugo Duro i jasne jest, że nie jest on w dobrej formie. Krótko mówiąc, prawie cała letnia praca musi zostać wykonana, a czas działa na niekorzyść włodarzy z Mestalla.
Protagonizm wobec Fundacji
To było nieco inne Trofeo Naranja niż w ostatnich latach. VCF chciało nagłośnić i oddać hołd pracy Fundacji VCF poprzez różne wydarzenia. Jak napisano w scenariuszu, VCF Inclusivo, „Escoles Cor Blanquinegre”, Mestalla Solidari i Departament Dziedzictwa Historycznego byli bohaterami w okresie poprzedzającym mecz, choć z pewnym zamieszaniem. Kiedy przyszła kolej na zawodników, głównymi bohaterami byli José Luis Gayà, Pepelu i Samu Castillejo. Ten pierwszy otrzymał owację na stojąco od kibiców, a Malagueño od części publiczności zgromadzonej na Mestalla. Samu, który nie liczy się dla Barajy, nie dostał szans w meczu.
Dlaczego kibice nie zrobią totalnego bojkotu? Niech na mecze przychodzi maksimum 5tys.
I tu jest pies pogrzebany. Nie będzie kibiców, nie będzie dochodów, będzie jeszcze większa wyprzedaż i jeszcze szybciej spadniemy, a co wcale nie jest dobre. Przykład: Malaga czy La Coruna. Więc i tak źle i tak nie dobrze.
Czyli będzie powolna agonia. Lepiej niech to się skończy szybciej , zaczniemy się odbudowywać powoli. Może klub pójdzie śladem Barcelony i socios. Były próby odkupienia Valencii przez lokalnych przebsiębiorców. lim powiedział, że sprzedaż go nie interesuje. Diabeł wcielony.