Betis – Valencia 3-0: koniec kopciuszka, powrót do rzeczywistości

  • Betis odkrył wszelkie niedociągnięcia Valencii, która musi odłożyć sen o kopciuszki i szybko wrócić do brutalnej rzeczywistości.

Valencia na Benito Villamarín była bezsilna. Drużyna Rubéna Barajy zmuszona była wystawić aż czterech nominalnych środkowych obrońców w bloku defensywy, co całkowicie uniemożliwiło drużynie wygenerowanie przewagi na flankach. Piłkarze Nietoperzy nie sprawili niespodzianki i byli jedynie tłem do świetnie grającego Realu. Mecz ten doskonale obrazuje sportowe braki klubu z Mestalla, który nie ma wystarczająco silnej i szerokiej kadry, by grać trzy mecze w ciągu jednego tygodnia. Po sensacyjnej wygranej z klubem z Madrytu Valencia musi odłożyć sen o kopciuszku i wrócić do brutalnej rzeczywistości po kolejnej porażce. Jeśli wynik meczu z Baskami był niesatysfakcjonujący to z Betisem całkowicie odzwierciedlał różnicę obu drużyn.

Ekipa Barajy wyszła na boisko z intensywnością, starając się dyktować swoje warunki i utrzymywać się przy piłce. Ale przy wyraźnym ograniczeniu ich gry na flankach, zmiany tempa Frana Péreza i występy między liniami Pablo Gozálbeza i Javiego Guerry nie miały większego znaczenia. Zawodnicy Betisu, bardziej wertykalni i zawsze szukający bocznych dośrodkowań, dawali większe poczucie zagrożenia.

Zwłaszcza gdy znaleźli remedium na defensywę Valencii taką jak ciągłe pojedynki Diao z Cenkiem. Turecki stoper grający zupełnie nie na swojej pozycji nie był w stanie zatrzymać młodego skrzydłowego co pozwoliło Los Verdiblancos rosnąć w meczu, z każdą minutą bardziej górując na boisku.

Dominacja Betisu była oczywista, choć nie przełożyła się na ważne szanse aż do 40. minuty, kiedy to drużyna Pellegriniego zadała pierwszy cios wykorzystując zamieszanie w polu karnym po stałym fragmencie. Piłka spadła wprost pod nogi Diao, jednego z najlepszych piłkarzy tego meczu, który pokonał Mamardashviliego precyzyjnym strzałem z bliska. Młody Hiszpan siał spustoszenie na swojej stronie i zmuszał obrońców Valencii do powstrzymywania go faulami.

Rubén Baraja starał się odwrócić sytuację w połowie meczu i wprowadził na boisko dwóch zawodników, którzy na co dzień grywają w pierwszej jedenastce. Diego López wszedł za Gozálbeza, a Hugo Duro zastąpił słabo spisującego się Yaremchuka w 45 minutach.

Niestety dla przyjezdnych sytuacja nie zmieniła się zbytnio, gdyż znów to gospodarze mieli pierwszą dużą szansę w drugiej połowie. Isco zmusił Mamardashviliego do fenomenalnej interwencji. Było to ostrzeżenie przed tym, co miało nadejść: bramka Marca Roca głową z tego samego rogu. Nawet z czterema środkowymi obrońcami, Valencia nie była w stanie dobrze bronić stałych fragmentów i po raz drugi Gruzin musiał wyciągać futbolówkę z siatki.

Drużyna, całkowicie bezsilna, bez większych możliwości ofensywnych i bez pomysłów w środku, była na łasce Betisu. Warto nadmienić, że bramkarz gospodarzy — Bravo był tego dnia praktycznie bezrobotny. Valencianistas starali się odmienić losy meczu, ale po prostu brakowało jakości. Nieliczne akcje — takie jak nieśmiały strzał Hugo — nie mogły przechylić szali zwycięstwa.

I gdy w końcówce podopieczni Barajy pokazali trochę godności, wykonując pierwsze groźne ataki i zmuszając Bravo do pierwszych interwencji to wtedy gospodarze zamknęli spotkanie podwyższając wynik spotkania na 3-0. Abde był odpowiedzialny za ostateczną karę, która padła po kontrze strzelając w górny róg bramki.

Valencia w tym meczu była całkowicie bezbarwna, przytłoczona rywalem i przede wszystkim brakowało jej jakości. Chęci i zaangażowanie było na najwyższym poziomie, ale samymi chęciami daleko się nie zajedzie. O tym właśnie przekonała się ekipa z Mestalla, która dostała porządną lekcję footballu.