Valencia CF kontynuuje dobrą passę (1-1)

- Zespół Carlosa Corberána otrząsnął się po samobójczym trafieniu Tárregi i dzięki bramce Sadiqa notuje już siódmy z rzędu mecz bez porażki.
Walka o wyższe cele wymaga ogromnej ambicji – tej, której w ostatnich wystąpieniach prasowych domagali się Hugo Duro i Luis Rioja; tej, której chwilami brakowało Valencii w spotkaniu z Sevillą, choć zakończyło się ono szczęśliwie. Ambicji nie zabrakło jednak ekipie Carlosa Corberána w Vallecas: na tym etapie sezonu utrzymanie jest praktycznie pewne, a przy siedmiu (teraz już sześciu) kolejkach do końca nie wolno odpuszczać. Po ciosie w postaci gola do szatni Valencia podniosła się w drugiej połowie dzięki trafieniu Sadiqa i wraca z punktem, który nie przerywa dobrej passy.
Na wymagającym terenie w Vallecas Valencia weszła na murawę z zamiarem dominacji – i przez długie fragmenty jej się to udawało. Gra skrzydłami stwarzała spore zagrożenie defensywie z Lejeune’em i wystawionym poza naturalną pozycją Pathe Cissem. Już na początku, po znakomitym wyprowadzeniu piłki przez Javiego Guerrę, Gayà posłał idealne dośrodkowanie, które aż prosiło się o nabiegającego partnera. Hugo Duro główkował minimalnie obok słupka. „Nietoperze” nie pozwalały Rayo złapać tchu – znów bliski gola był Duro po genialnym podaniu Diego Lópeza, lecz i tym razem zabrakło precyzji. Impet Valencii rósł: André Almeida dośrodkował z prawej strony na dalszy słupek, gdzie Enzo Barrenechea dobrze skierował piłkę głową, lecz bez mocy.
Trzy zmarnowane okazje podziałały jak kubeł zimnej wody i Valencia zaczęła tracić kontrolę. Końcówkę pierwszej połowy sprytne Rayo wykorzystało, by przenieść akcję bliżej bramki Mamardashvilego. Bez klarownych sytuacji, lecz z odrobiną szczęścia: Pedro Díaz miał za dużo czasu, by dośrodkować; piłka, szukając Nteki, trafiła w ramię Tárregi i rykoszetem wpadła do siatki. Z wynikiem 0:1 zespoły zeszły do szatni.
Ławka rezerwowych kluczem
Gol „do szatni” dodał pewności Rayo, a Valencii trudno było złapać rytm. Corberán szybko zareagował: na boisko weszli Rafa Mir i Fran Pérez, a później Jesús Vázquez, Sadiq i Pepelu. Zmiany nie poprawiły posiadania piłki, ale nadały kontratakom zawrotnego tempa. Pierwsza szansa po przerwie: Fran Pérez ruszył prawą flanką i dorzucił na dalszy słupek; Rafa Mir, zupełnie niepilnowany, główkował jednak obok.
Ta akcja dodała Valencii animuszu. Skoro ostrzeżenie przyszło z prawej strony, potwierdzenie nadeszło z lewej – znów dzięki zmiennikom. Jesús Vázquez wpadł w pole karne i dośrodkował; Sadiq trafił w słupek, ale piłka odbiła się idealnie i Nigeryjczyk, leżąc, dobił ją do siatki, wyrównując na 1:1.
Mecz nadal toczył się falami, a po golu to Valencia przejęła inicjatywę. Świeże nogi rezerwowych robiły różnicę, a okazje znów rodziły się głównie po skrzydłach. Szczególnie aktywny był Fran Pérez: za każdym razem ruszał na rywala i z jednego z takich dośrodkowań niewiele brakowało, by Umar Sadiq dobiłby piłkę z linii bramkowej. W końcówce obie drużyny porzuciły kontrolę i szukały zwycięskiego trafienia bardziej sercem niż kalkulacją.
Ten mecz był do wygrania, ale lepszy remis niż porażka 😉
Szkoda niewykorzystanych szans. Poza tym Valencia nie miała szczęścia. Felix Navidad! Zdrowia i szczęścia z okazji świąt.
Remis nie jest zły. Klub jest w takim miejscu, że ważne są kolejne punkty.