Valencia walczy o puchary (3-0 z Getafe)

- Znakomita pierwsza połowa w wykonaniu Valencii CF zapewniła jej pewne zwycięstwo nad Getafe i jeszcze mocniej włączyła zespół Carlosa Corberána do walki o miejsce w czołowej ósemce ligi.
Zaledwie 24 godziny po Dniu Europy, Valencia CF złożyła najlepszy możliwy hołd kontynentowi — zwycięstwem, które wyraźnie puka do drzwi europejskich pucharów. Dla zespołu prowadzonego przez Carlosa Corberána każde kolejne spotkanie to walka o wszystko — i w sobotę, przeciwko Getafe, pierwszy z finałów został rozegrany w sposób bezbłędny: przekonująca gra, efektowna wygrana i ważny awans w tabeli przed zakończeniem 35. kolejki. Valencia nie przegrała już od 10 ligowych spotkań i przestała być tylko groźnym outsiderem. Stała się realnym kandydatem do gry w Europie. Do ósmego miejsca, dającego prawo gry w Lidze Konferencji, brakuje jej już zaledwie dwóch punktów — mniej niż jedno zwycięstwo dzieli ją od spełnienia marzeń i ponownego usłyszenia hymnu europejskich rozgrywek w przyszłym sezonie.
Na Mestalla Valencia zawsze musi dominować — a przynajmniej starać się to robić. Zadanie nie było łatwe, bo Getafe Bordalása, mimo swej reputacji, to jeden z najbardziej solidnych, zdyscyplinowanych i świadomych taktycznie zespołów w całej LaLidze. Drużyna Corberána była jednak świetnie przygotowana — doskonale wiedziała, czego się spodziewać i jak wykorzystać osłabienia gości. Po niegroźnym sygnale od Bernata, przyszło pierwsze uderzenie Valencii. Coś, co rzadko się zdarza w jej meczach — szybka nagroda za odważny początek. Pepelu uruchomił Rioję, ten dośrodkował w pole karne, a Hugo Duro został powalony przez Alderete. Rzut karny nie budzący wątpliwości i pewne trafienie Pepelu. Idealny początek.
Getafe próbowało odpowiedzieć, ale Mamardashvili od kilku kolejek prezentuje najwyższy poziom. W jednej minucie dwukrotnie uchronił swój zespół przed stratą gola — najpierw broniąc groźny strzał Alderete z rzutu wolnego, potem łapiąc strzał głową po dośrodkowaniu z rzutu rożnego.
Dominacja w pierwszej połowie
Tempo meczu było zawrotne, a akcje mnożyły się bez chwili wytchnienia. Almeida spróbował z dystansu po słabym wybiciu Sori, ale to nie on podwyższył prowadzenie. Kolejne trafienie to owoc perfekcyjnego pressingu Valencii — Javi Guerra naciska Luisa Millę, który wybija piłkę w stronę własnego pola karnego. Tam przejmuje ją “Guajín”, uderza, piłka odbija się od obrońcy i zaskakuje bramkarza Getafe. 2:0 i euforia na Mestalla.
Goście ruszyli do ataku, zostawiając więcej miejsca z tyłu. Valencia to wykorzystała, choć nie zawsze skutecznie. W 33. minucie Portugalczyk zmarnował doskonałą okazję sam na sam. Dwie minuty później Hugo Duro wywalczył kolejny rzut karny — zatrzymał się tuż przed Domingosem Duarte i sprowokował kontakt. Sędzia znów bez wahania wskazał na jedenastkę, którą tym razem sam Duro zamienił na gola. 3:0 do przerwy, a jeszcze przed zejściem do szatni Mamardashvili popisał się kolejną świetną interwencją, zatrzymując strzał Petera Federico.
Druga połowa na chłodno
Po przerwie tempo gry wyraźnie spadło — z jednej strony Valencia kontrolowała sytuację, z drugiej Getafe wyglądało na zespół pozbawiony pomysłu i wiary. Poza niecelnym uderzeniem z rzutu wolnego, niewiele się działo. Bordalás szybko sięgnął po zmiany, wprowadzając Berrocala i Cobę. Corberán odpowiedział zmianami bardziej z myślą o odpoczynku — z boiska zeszli Diego López, Foulquier i Rioja, a zastąpili ich Rafa Mir, Diakhaby i Fran Pérez.
W 70. minucie boisko opuścił André Almeida, który źle się poczuł — po starciu, w którym ucierpiał też Terrats, Portugalczyk poprosił o pomoc medyczną, skarżąc się na zawroty głowy. Nie był w stanie wskazać przyczyny. Klub natychmiast uruchomił protokół wstrząśnienia mózgu — Almeida został zmieniony, a obie drużyny zyskały dodatkową zmianę.
Chwilę później kolejny cios — Javi Guerra otrzymał żółtą kartkę, przez co nie zagra w najbliższym meczu z Alavés.
Mądre domknięcie meczu
Trenerzy kontynuowali rotacje, ale wiedzieli już, że wszystko, co istotne, wydarzyło się przed przerwą. Valencia zrobiła swoje — i to aż nadto. Getafe próbowało jeszcze nieśmiało atakować, lecz bez powodzenia. Obrona gospodarzy była monolitem.
Mecz zakończył się zasłużonym zwycięstwem, być może po najlepszej pierwszej połowie w sezonie i bardzo rozsądnej, wyrachowanej drugiej części. Trzy punkty — a może raczej trzy „punkty z wykrzyknikiem”: Valencia zapewniła sobie matematyczne utrzymanie w LaLidze, co jeszcze w styczniu wydawało się poważnie zagrożone. A do tego umacnia się w roli pretendenta do ósmego miejsca, a może nawet siódmego.
Corberánowi i jego drużynie pozostały trzy mecze: z Alavés, Athletikiem i Betisem. Entuzjazmu na pewno im nie brakuje. Piłkarze są absolutnie oddani wizji nowego szkoleniowca i zrobią wszystko, by nagrodzić kibiców na Mestalla europejskimi emocjami. To, co wydarzyło się w sobotę, było najmocniejszym do tej pory „pukaniem” do drzwi Europy. Pukaniem nadziei i wiary, która nie umiera.
Świetna pierwsza połowa, mimo nerwówki na początku meczu.
W drugiej połowie zespół chciał już tylko dograć mecz do końca, bez większego wysiłku i się udało.
Wynik powinien być wyższy i aż szkoda, że Almeida zmarnował dwie “setki”.
No właśnie, szkoda tych szans Almeidy. Po pierwsze, wynik byłby spektakularny, a po drugie, sam zawodnik by się jeszcze bardziej zbudował.
Druga połowa do zapomnienia. Oczy krwawiły.